JAZZMAN Z KONTRABASEM
Z muzykiem dr. Piotrem Rodowiczem, kontrabasistą, kompozytorem,aranżerem, autorem płyt, wykładowcą na Wydziale Jazzu w SzkoleMuzycznej II st. im. Fryderyka Chopina w Warszawie, uczniem ReggieWorkmana w Jazz Mobile School w Harlemie w Nowym Jorku,absolwentem Wydziału Instrumentalnego w Berklee College of Musicw Bostonie i Wydziału Jazzu Akademii Muzycznej w Katowicachoraz ATK, wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Jazzowego – rozmawia: Elżbieta Czechowicz.
Elżbieta Czechowicz: Jesteś aktywny w branży muzycznej: koncertujesz, tworzysz projekty, pisałeś muzykę do filmów dokumentalnych, nagrywasz płyty. Twoja ostatnia autorska płyta nosi tytuł: „Razem na tej ziemi” . Dlaczego powstała i czy spełniła twoje oczekiwania?
• Piotr Rodowicz: Ta płyta jest zbiorem moich kompozycji pisanych przez lata. Jej pełny tytuł brzmi: „Aby żyć razem na tej ziemi” i jest to cytat wyjęty z wypowiedzi Jana Pawła II – która mnie… ujęła. Papież powiedział mądre zdanie, że jako członkowie społeczeństwa żyjemy razem na tej ziemi i mamy wobec siebie obowiązki. Przede wszystkim mamy obowiązek słuchania siebie nawzajem i prowadzenia dialogu. Słowa wypowiedziane przez papieża zainspirowały mnie i uznałem, że moja muzyka, ta którą wybrałem na płytę, jest wyrazem takiego słuchania siebie nawzajem między muzykami. Rodzajem dialogu i akceptowania głosu drugiej osoby, czyli akceptowania ekspresji artystycznej tej osoby. Na tej płycie jest zbiór moich kompozycji jeszcze z czasów studiów w Bostonie oraz utworów późniejszych. Praca nad płytą przyniosła mi wiele satysfakcji.
Słowa Jana Pawła II „Razem na tej ziemi” mogą być też odbierane jako przesłanie skierowane do mieszkańców Ziemi, bo przypominają nam, że nie żyjemy na planecie sami, ale razem tworzymy wielką społeczność. To nakłada na narody obowiązek – troszczenia się o planetę i życia w zgodzie. Dlatego musimy umieć ze sobą rozmawiać, by likwidować konflikty i dbać o pokój, tak ważny dla człowieka, jak chleb i zdrowie. Co można zrobić, by ulepszyć świat?
• Musimy nauczyć się porozumiewać i słuchać siebie nawzajem. To ważne, choć trudne zadanie. Uważam, że ludzie mają tendencję wypowiadać swoje kwestie, ale nie potrafią słuchać drugiej osoby, bo to jest trudniejsze niż wypowiadanie własnych kwestii. My, choć jesteśmy z różnych stron świata, nie różnimy się tak specjalnie od siebie, jesteśmy do siebie podobni czy mieszkamy nad Wisłą, czy nad Tamizą, czy gdzieś za oceanem. Ale gdziekolwiek będziemy mieszkać, powinniśmy więcej uwagi poświęcać drugiej osobie.
Dla utrzymania pokoju i dobrych stosunków między narodami ważną rolę spełnia kultura, uważana za najlepszego ambasadora każdego narodu. Jaką rolę widzisz tu dla polskiego jazzu?
• Moją domeną jest promowanie polskiego jazzu. Tak, kultura jest płaszczyzną bardzo ważną, a wymiana kultury między krajami lub narodami jest szalenie istotna. Przy niewielkim nakładzie kosztów możemy się porozumiewać, nasycić wiedzą i wrażeniami. To dzięki kulturze otwieramy się na inne narody, dowiadujemy o tym, że w innym miejscu świata jest coś wartościowego, co jest warte pokazania, obejrzenia, wysłuchania. W naszych czasach wymiana kultury powinna być bardziej promowana niż to jest obecnie. Muzyka jest taką dziedziną kultury, która ma język uniwersalny i może zdziałać wiele dobrego. Odbiór muzyki jest pozawerbalny, co ułatwia porozumienie. Muzyka, zwłaszcza jazz, jest w stanie wywołać te same emocje u słuchaczy z różnych stron świata. Okazuje się, że dźwięk może nas łączyć. Dobrze, że polski jazz jest świetnie odbierany na całym świecie.
Od wielu lat działasz w środowisku muzycznym. Jesteś wiceprezesem Polskiego Stowarzyszenia Jazowego, a w poprzedniej kadencji byłeś prezesem. Przejawiasz zainteresowania działaniem na rzecz społeczności muzycznej pro publico bono. Skąd to wyniosłeś?
• Z domu rodzinnego, od rodziców. Ja w swej działalności często zajmuję się sprawami muzyków, służąc im pomocą w ramach PSJ-tu, kiedy ktoś znajdzie się w trudnej sytuacji. Lubię być pomocny. Taka jest tradycja w mojej rodzinie. Mój tata był społecznikiem i działał zarówno w „Solidarności”, jak i na rzecz Kościoła czy innych organizacji.
Gdzie był twój dom rodzinny?
• Jestem rodowitym Warszawiakiem. Mój dom był na Żoliborzu. A to, że lubię innym dać coś od siebie, także jest wyniesione właśnie z domu rodzinnego. Poza tym uważam, że jest to także zrozumienie drugiego człowieka. Jeśli ktoś jest w potrzebie, trzeba mu pomóc, oczywiście na tyle, ile można. W moim domu udzielano pomocy potrzebującym i nigdy nie oczekiwano za to wynagrodzenia czy jakiejś wdzięczności. To co robię, wynika z pewnej chrześcijańskiej postawy: „Jeśli ktoś potrzebuje, to mu się swój płaszcz oddaje”.
Kiedy spotkałeś się z muzyką jazzową?
• To też jest wyniesione z dzieciństwa, bo od dziecka słuchałem dużo muzyki, zwłaszcza jazzowej i przede wszystkim z radia. A radio było u nas wielkie, stare, lampowe, miało duży głośnik i emitowało piękny dźwięk. Dopiero jak byłem nieco starszy, słuchaliśmy z kolegami płyt winylowych po domach – to był taki rodzaj wspólnotowego przeżywania, wspólnego spędzania czasu i tęsknoty za pewnymi uczuciami: wolności, piękna, swobody, które się w muzyce jazzowej wyrażają. Przyszło to dość naturalnie z poczuciem młodzieńczego buntu. Był to rodzaj buntu także wobec komuny, który choć łagodniej, to jeszcze funkcjonowała w latach 70. Słuchanie jazzu było utożsamiane z byciem antykomunistą, a chodzenie na koncerty jazzowe było ruchem wolnościowym.
To prawda, że w latach siedemdziesiątych była duża tęsknota za wolnością i demokracją?
• Był to przede wszystkim protest przeciwko komunie. I wtedy polski jazz był bardzo silny, chyba w związku z tym właśnie, bo Polakom tego brakowało.
Jesteś muzykiem jazzowym, kontrabasistą. Z kim dobrze ci się gra?
• Dobrze mi się pracuje ze wszystkimi muzykami, którzy są otwarci i uważnie słuchają, co grają koledzy.
A z kim teraz pracujesz?
• O, tych nazwisk jest dużo. Jest wielu muzyków, z którymi pracuję od dawien dawna. Nagrywałem płyty z Kazimierzem Jonkiszem, który jest znakomitym muzykiem, ale też wspaniałym człowiekiem, i tutaj znajduję z nim duże połączenie. Pracowałem też długo z Bogdanem Hołownią, z Maćkiem Strzelczykiem, z Januszem Skowronem, Grzegorzem Grzybem, Jackiem Prokopowiczem. To wielcy artyści, a jednocześnie wspaniali ludzie, z którymi się dobrze czułem i rozumiałem także poza relacjami zawodowymi. Niektórzy już odeszli.
Czy pracujesz nad nową płytą?
• Teraz pracuję nad swoimi kompozycjami. To jest proces ciągły, jednak powolny. Nagrałem ostatnio dwie płyty poświęcone polskiej muzyce i mam taką myśl, by przygotować kolejną płytę poświęconą polskim kompozytorom zapomnianym, którzy z powodu wojny nie zostali wypromowani, bo niektórzy z nich zginęli albo wojna przyczyniła się do ich zapomnienia. Szkoda, bo oni tworzyli muzykę wartościową, którą należy przypomnieć, m.in. byli to Leon Boruński, Władysław Daniłowicz, Artur Gold, Zygmunt Wiehler. Nazwisk jest sporo takich kompozytorów, którzy choć mało znani, pisali muzykę na światowym poziomie. Spośród nich wylansował się tylko Henryk Wars i Jerzy Petersburski, bo znaleźli się w Ameryce.
Dlaczego wybrałeś kontrabas?
• Kontrabas to moja miłość od pierwszego wejrzenia… albo słyszenia, bo w dzieciństwie uwielbiałem słuchać gry kontrabasu w orkiestrach amerykańskich, których słuchałem przez moje lampowe radio.
A, a… to Głosu Ameryki się słuchało?
• A słuchało się Głosu Ameryki, słuchało we środy wieczorem na falach krótkich (śmiech).
Ale nie wolno było słuchać.
• Co miałem robić, kiedy ja uwielbiałem amerykańską muzykę jazzową i słuchałem jej, gdzie mogłem, bo ona pochłaniała mnie. Moją uwagę od pierwszej chwili zwracał kontrabas, który pięknie brzmiał. I wówczas pojawiły się moje marzenia, że ja też chciałbym tak ładnie grać.
Jak widzisz, marzenia się spełniają. Twoje spełniły się nawet z nawiązką, bo nie tylko, że zostałeś kontrabasistą jazzowym, i to znanym, to jeszcze uczyłeś się gry w Harlemie w Nowym Jorku u samego Reggie Workmana!
• Tak, to było podczas mojego pierwszego pobytu w Ameryce w początkowych latach osiemdziesiątych. Wtedy studiowałem w Jazz Mobile School w Harlemie w Nowym Jorku u Reggie Workmana. Potem był ponowny wyjazd do Stanów Zjednoczonych, ale tym razem do Bostonu, gdzie studiowałem w Berklee na Wydziale Instrumentalnym w klasie kontrabasu.
Ile czasu trwała twoja amerykańska przygoda – muzyczna edukacja?
• W Berklee studiowałem 5 lat. Wróciłem do Polski i tu mojego dyplomu nie uznano, bo Polska nie ma podpisanej umowy z USA, która akceptuje dyplomy tam uzyskane. Dlatego podjąłem studia w Akademii Muzycznej w Katowicach na Wydziale Jazzu, które ukończyłem, a potem zrobiłem doktorat, ale we Wrocławiu.
Jaki był temat twojej pracy doktorskiej?
• „Jazzowe interpretacje muzyki Seweryna Krajewskiego”. Przyznam, że mój promotor i znany muzyk zauważył, że dość często grałem na koncertach utwory Krajewskiego i zaproponował, żeby to uznać, jako dysertację naukową.
Przyznasz jednak, że brak wcześniej uzyskanych dyplomów ukończenia studiów wcale ci nie przeszkodził w zrealizowaniu ciekawego projektu muzycznego, jaki powstał z inspiracji twórczością, tekstami i homiliami papieża Jana Pawła II pt. „Przyjaciele”. Jak z perspektywy 20 lat wspominasz współpracę nad tym wyjątkowym programem?
• Zrealizowałem płytę z wieloma muzykami i przyznam, byłem zaskoczony tym, że do projektu zgłosiło się ich aż 30. Grali m.in.: Tomasz Filipczak, Mariusz Fazi Mielczarek, Tomasz Szymuś, Robert Majewski, Paweł Perliński, Paweł Winiszewski, Krzysztof Woliński, Kazimierz Jonkisz i wielu innych. Niektórzy z muzyków przynieśli swoje kompozycje i nagraliśmy piękną płytę, gdzie fragmenty tekstów Jana Pawła II recytował Krzysztof Kolberger i Ksawery Jasieński.
Grał też Zbyszek Wegehaupt na kontrabasie… Dlaczego powstał ten program?
• Tak, grał Zbyszek i wielu innych muzyków. Uważałem, że w euforii, jaka zapanowała wówczas wokół osoby Jana Pawła II, należałoby bardziej zwrócić uwagę na faktyczny przekaz moralny, który papież starał się w swych tekstach przekazać nam, Polakom, a także całemu światu. Program płyty jest bardzo wartościowy, gdyż opiera się na słowach papieża, ma duże zainteresowanie wśród odbiorców. Ale Jego słowa po latach jakby nam umykały.
Może warto byłoby wrócić do tego projektu?
• Ja wciąż grywam koncerty z tym programem, co prawda nie w tak dużym składzie, ale projekt czasem jest wykonywany.
Czy tęsknisz za Ameryką?
• Nie będę ukrywał, że tak. Mam za sobą dużo przeżyć i doświadczeń muzycznych. Nowy Jork jest miejscem absolutnie wyjątkowym. Z jednej strony trudnym, żeby wyżyć z muzyki, ale z drugiej strony tak dużo tam się dzieje… Jest bardzo dużo klubów muzycznych i muzyków, których gra fascynuje, bo wszyscy prezentują bardzo wysoki poziom. Można spotkać najlepszych muzyków z całego świata.
Kim jest dla ciebie Reggie Workman, amerykański kontrabasista jazzowy?
• To był mój idol, którego spotkałem w Warszawie, a potem spotkaliśmy się w Nowym Jorku w Harlemie, gdzie on uczy. Reggie Workman grał na kontrabasie z Johnem Coltranem i jest postacią wyjątkową wśród tych, którzy tworzą jazz w Nowym Jorku. Ku mojemu zdziwieniu pozwolił mi się przybliżyć do siebie i zaprzyjaźnić. Nawet mnie zapraszał do siebie, do swojego domu. Zdarzało się, że pomagałem mu przy koncertach i w załatwianiu różnych spraw.
To jest starszy pan z 1937 rocznika.
• Ale wciąż twórczy. Uczył mnie gry na kontrabasie w Jazz Mobile School, która jest na terenie Harlemu.
Nie bałeś się tam chodzić?
• Trochę… On właśnie pokazywał mi Harlem i Brooklyn, i inne miejsca, które nadal są odcięte dla białych. Dużo się od niego nauczyłem o muzyce i społeczeństwie.
I teraz możesz tę wiedzę przekazywać młodym, bo od 30 lat jesteś wykładowcą na Wydziale Jazzu w Szkole Muzycznej II st. im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Lubisz uczyć?
• Tak, lubię dzielić się z młodzieżą swoją wiedzą. To jest budujące!
Fot. tytułowa: GrayVitone