Jeśli rzeczywiście są prawdziwe, słuchacz może się z nimi zintegrować.
”Bardzo wygodne stanowisko: Nie wiedzieć. Bardzo wygodne stanowisko: Nie rozumieć”. Kto mówi w ”Wibrionach”?
To są słowa samego Witkacego, a wybierała je oraz żonglowała nimi muzycznie i tekstowo wokalistka Marta Grzywacz.
Tak mógłby brzmieć ktoś oskarżający na Sądzie Ostatecznym…
Słowa te są aktualne w każdych czasach, a w naszych szczególnie, przynajmniej w tym roku.
Jak powstał pomysł na nagranie płyty #Witkacy?
Koncepcja płyty ”#Witkacy” powstała z inspiracji cyklem autoportretów Witkacego jako Partytur Fotograficznych, które były dla niego sposobem poznania samego siebie, i wraz z cytatami wybranymi z listów pisarza do żony stały się dla naszego zespołu #Hashtag Ensemble impulsem do stworzenia szeregu spójnych kompozycji. Tytuły ich nawiązują do twórczości Witkiewicza, a kluczem były osobiste przeżycia artysty.
Jednym z ulubionych są ”Bebechy”, które obecnie, jak wiele z samej leksyki tego artysty, wydają się niemal prorocze, także ”Kohamm” przez samo ‘h’ i dwa ‘m’, jakby modny współcześnie sposób potwierdzenia prawdziwości uczuć… Co wyróżnia zespół #Hashtag Ensemble?
Tworzymy i wykonujemy muzykę nową, w której wyraźnie nawiązujemy do otaczającej nas obecnie rzeczywistości. Utwory do program wybieramy tak, żeby łączyła je myśl pozamuzyczna i występ skłaniał do głębszej refleksji. Jeden z programów dotyczy kwestii klimatycznych. W twórczości pokazujemy specyfikę współczesnego świata i mediów. Media społecznościowe, internetowe powodują, że ludzie postrzegają świat wyłącznie przez pryzmat tego, co czytają. Każdej osobie indywidualny algorytm dostarcza wyłącznie takich treści, które są zbieżne z jej poglądami. I to najczęściej chce ona czytać, a nie treści sprzeczne ze swoimi opiniami, skutkiem czego zamykamy się w pewnego rodzaju bańkach i każdy zna rzeczywistość tylko z własnej bańki.
To tym groźniejsze im ważniejsza osoba decyzyjna w państwie. Ale właściwie to spostrzeżenie do przemyślenia dla każdego. Co spaja Pieśni wyszehgradzkie?
Cykl polskich, słowackich, czeskich i węgierskich utworów Karłowicza, Belli, Dworzaka i Bartoka w naszych interpretacjach charakteryzuje maksimum ekspresji zawarta w prostych często utworach. Wspólnym kluczem tej płyty jest wielkość dramaturgii i różnorodności brzmieniowej.
Pieśń ”Rdzawe liście” wydaje się krzykiem przeciwko bezpowrotnemu odbieraniu człowiekowi czegoś najdroższego: ”Nie powrócą w moje serce, do mojej krwi te marzenia…”
Kiedy improwizuję, za najbardziej istotne elementy w tej pieśni uważam uczucia i nastrój, w ich sferze głównie się poruszam. Ścieżką interpretacji tekstu jest dźwiękowy walor słów. Są skandowane lub wyszeptywane z określonymi emocjami.
Studiował pan równolegle trzy fakultety?
Studia rozpocząłem od stosunków międzynarodowych na Wydziale Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Uważałem, że ten kierunek będzie podstawą mojego wykształcenia, a muzyka – moim hobby. Okazało się jednak, że pochłaniała mnie bardziej. Kiedy kończyłem stosunki międzynarodowe, postanowiłem zdawać na reżyserię dźwięku na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie, udało mi się tam dostać i rok studiowałem równolegle. Byłem nastawiony na nagrywanie i komponowanie, więc zdałem jeszcze na kompozycję i uczyłem się u wspaniałego profesora Zygmunta Krauze. Miał na mnie ogromny wpływ, swym podejściem do muzyki i w ogóle do życia. Połączenie kompozycji i reżyserii dźwięku jest bardzo przydatne, szczególnie, gdy pracuje się w branży teatralnej i filmowej.
Zaczynał pan od muzyki rockowej?
Grałem muzykę rockową na gitarze elektrycznej, zawsze lubiłem też bawić się, potem eksperymentować z dźwiękiem, np. z brzmieniami trochę zabrudzonymi. Żeby jednak umiejętnie zabrudzić dźwięki, trzeba najpierw umieć je wykonać czysto. Bardziej niż tradycyjne, klasyczne brzmienie, które głównie ćwiczy się w czasie lat nauki muzyki, frapowało mnie zawsze brzmienie z nurtu obecności świata w muzyce. Z takich fascynacji powstał z czasem projekt ”Trash music”. Wykorzystywałem treści wprost z rzeczywistości: opowiadałem o konsumpcjonizmie, o nadprodukcji w sferze kultury. Teksty zostały utworzone ze zlepku tabloidów, reklam, blogów internetowych, programów telewizyjnych najniższych lotów i wraz z tymi zlepionymi słowami powstał również collage dźwiękowy.
A dlaczego nazwał pan to recyclingiem?
Są to śmieci medialno-dźwiękowe, którym nadałem dramaturgiczny przebieg. Zlepek tekstów to odpady w warstwie semantycznej, poza tym ”Trash music” wykonywana jest na nietypowych instrumentach, obiektofonach wyszperanych na strychu, które trafiłyby na wysypisko śmieci, jak: suszarkofon – suszarka do bielizny, jajkofon – krajalnica do jaj, maszynofon – maszyna do pisania, pudełkofon – zwykłe tekturowe pudło, lampkofon – lampka biurkowa. Na tych przedmiotach gra się jakby to były instrumenty, dodatkowo przyczepiam do nich małe mikrofony kontaktowe, które nagłaśniają dźwięk i przetwarzam brzmienie za pomocą zaawansowanych programów komputerowych w środowisku MAX. Z obiektofonów stworzyłem rodzaj orkiestry, z dyrygentem, więc nie jest to kakofonia. Dźwięki są rozmaite, zarówno chropowate, jak również gładkie i przyjemne………………………………
Jak słuchacze reagowali?
Zawsze bardzo pozytywnie. Wchodzą na widownię, widzą gitarę elektryczną, klasyczne instrumenty, różne głośniki i nagle spostrzegają …suszarkę na bieliznę stojącą w centralnym miejscu sceny. Czasami początkowo wywołuje to niepewność jakiegoś odbiorcy, zakłopotany uśmiech, ale za chwilę okazuje się, że właśnie ta suszarka gra fantastycznie i można z niej wydobywać muzykę! Suszarkofonu dosyć często używam w utworach solowych. Tworzę muzykę współczesną, akustyczną, improwizowaną, free, której głównym elementem jest brzmieniowość, poszukiwania w zakresie faktury, barwy – w ten sposób łączę bycie kompozytorem i reżyserem dźwięku. Gram smyczkiem nie na strunach tylko metalowych prętach i możliwości dźwiękowe są bardzo duże. Wzdłuż prętów tej suszarki wydobywam glissanda, przeróżne alikwoty, wydaje ona rewelacyjne dźwięki. Z jej brzmienia można stworzyć faktury prawie orkiestrowe.
Słuchałam z zadziwieniem!
Z wielu przedmiotów metalowych można wydobyć bardzo ciekawe dźwięki, a po przyczepieniu mikrofonów uzyskuje się wspaniałe gongi.
Czy przy tworzeniu gongofonu inspirował się pan gamelanem indonezyjskim?
Tak. Gamelanem jako dużym zespołem grającym na zestawie wielu dźwięczących małych i większych instrumentach, w tym gongach. Stworzyłem także instrumenty, na których grają aktorzy. Gdy komponowałem muzykę do jednej ze sztuk teatralnych dla dzieci, wykorzystałem jako obiektofony m.in. półkę łazienkową, zdekonstruowane pianino czy siekacz do jaj, którego przetworzone brzmienie przypomina dźwięki harfy.
Jestem przekonana, że dla dzieci było to bardzo atrakcyjne.
Dzieci w odróżnieniu od dorosłych fascynują się takimi działaniami. Nie mają jeszcze ukształtowanych gustów, przyzwyczajeń i wszystko, co wychodzi poza kanon nie wydaje im się dziwaczne. Rodzice czasami wahają się, czy dane warsztaty muzyki współczesnej nie będą nudne dla ich dzieci, ale okazuje się, że dziecko jest zachwycone i zaskoczone wieloma elementami, na przykład tym, że wiolonczelista zamiast pociągać smyczkiem o struny, uderza w pudło rezonansowe dłonią albo drzewcem smyczka. Dźwięki tak wydobyte brzmią zabawnie, groźnie i bardzo pobudzają wyobraźnię. Mali adepci chcą próbować sami, a potem w domu konstruują swoje instrumenty. To bardzo rozwija wrażliwość na dźwięk, która umiera w dzisiejszym świecie. Wiele osób słucha muzyki z telefonu komórkowego, w samochodzie, przez internet, często fatalnej, skompresowanej, sprasowanej dynamicznie, bez kontrastów, z kiepskich głośników. Wrażliwość społeczna na brzmienie bardzo się zmniejszyła.
Radio też bardzo się do tego przyczynia. Większość emitowanej muzyki jest tak przerażającej jakości, że wręcz tępi wrażliwość, nie pozwala przeżyć niczego głębokiego, pięknego, poruszającego, w większości to jest taki plastik muzyczny.
Muzyka stała się w większości towarem rozrywkowym, jest bardzo wiele utworów tworzonych pod masowe gusta i ta muzyka nie powstaje z potrzeby serca, emocji, wyrażenia siebie, tylko żeby na niej zarobić.
W muzyce najważniejsze jest dla mnie wyrażanie emocji. Jeśli są rzeczywiście prawdziwe, słuchacz może się z nimi zintegrować.
A może w ogóle przydałaby się rewolucja emocjonalna w sztuce, miłości, przyjaźni, traktowaniu przyrody?
Potrzebna by była, żeby rozpoznać, uświadomić sobie, które emocje są nasze własne, a które są nam narzucane i pochodzą np. z telewizji.
Jedną z ulubionych ciekawostek w pana działaniach twórczych jest gestofon. Jak się na nim gra?
To jest nowa kreacja, instrument powstał w Chopin University Electronic Music Studio na UMCF, gdzie kształcimy studentów oraz prowadzimy projekty naukowo-artystyczne. I właśnie jednym z nich jest gestofon – urządzenie, na którym wykonawca gra za pomocą gestów, bez dotykania czegokolwiek i w ten sposób steruje muzyką. Zmienia nimi parametry dźwięku. Za pomocą gestów można sterować różnego rodzaju sprzętem elektronicznym. Odczytują je czujniki podczerwieni, analizują i przekazują do komputera jako strumień danych, które zostają zamienione na dźwięk. Skomponowałem utwór ”Gestofonia”, który już prezentowałem kilka razy i zawsze spotykał się z żywiołowym przyjęciem. Ważne jest, jak się te gesty wykonuje, ………………………………np. gest zaciśnięcia w pięść. Gra na gestofonie jest wyjątkowym przeżyciem.
Jakie są pana kolejne plany artystyczne?
Cały czas dużo komponuję. Piszę np. ”Aether” – utwór na cztery instrumenty akustyczne i warstwę elektroniczną. Tworzę ją na urządzeniu, które odbiera fale elektromagnetyczne o bardzo szerokim pasmie i zamienia je na dźwięk. Wokół nas płyną od prawej do lewej fale elektromagnetyczne o różnych częstotliwościach. Światło to też fale elektromagnetyczne. Współczesny świat jest tym naszpikowany. Jesienią wraz z zespołem wykonamy muzykę do filmu niemego Georgesa Melisa ”Podróż na księżyc”. Pod koniec lata zagramy koncert na podwórku na ul. Stalowej na warszawskiej Pradze, który ze względu na pandemię będzie tylko transmitowany na żywo online. Będzie to jeden z koncertów z cyklu ‘Warsze Music’, którego pomysłodawcą jest Ania Karpowicz – realizowanych od kilku lat występach na warszawskich podwórkach. Planuję również wydanie kolejnej płyty, na której nagrane będą moje najnowsze kompozycje kameralne. Rozpoczynam też pracę nad opera multimedialną, wspólnie z reżyserem Waldemarem Raźniakiem. Efekty będzie można usłyszeć we wrześniu 2021 r.
Dziękuję za rozmowę.
Sylwia Praśniewska
Wojciech Błażejczyk (1981 r.), jeden z najbardziej zaskakujących i wszechstronnych kompozytorów młodego pokolenia, eksperymentator muzyczny, reżyser dźwięku, gitarzysta, politolog. Skomponował muzykę do 18 sztuk teatralnych i 12 filmów dokumentalnych oraz krótkometrażowych, gry komputerowej, audiobooków. Wykonuje muzykę nową, m.in na obiektofonach jak gestofon czy piecykofon. Wydał płyty: ”Loopowizacje” (2013), ”Visegrad Songs” (2015), ”Trash Music”(2018), ”#Witkacy”(2018). Prowadził warsztaty dla dzieci na festiwalu Warszawska Jesień. Jest kierownikiem Studia Muzyki Elektronicznej i Komputerowej na UMCF w Warszawie.