Kasia Madera zaczynała w małej polskiej stacji Wizja Sport, która nadawała z Londynu sportowe newsy.
Choć stała się gwiazdą BBC, Kasia Madera nigdy nie chciała, by nazywaną ją Kate. Urodziła się w Londynie, ale jej rodzice to Polacy. Mama pochodzi z Garwolina. Choć Kasia Madera studiowała jęz. francuski to właśnie język polski stał się jej wielkim zawodowym atutem. Swój ogromny sukces zawdzięcza ciężkiej pracy, ale nigdy nie narzeka, bo wie, że robi to, co kocha. Z Moniką Dąbkiewicz rozmawia o wielkiej sympatii do Polski, trudnych momentach i spotkaniu z brytyjską parą książęcą.
Monika Dąbkiewicz: W Wielkiej Brytanii jesteś gwiazdą?
Kasia Madera: Raczej nie czuję się celebrytką, tylko prowadzącą wiadomości. Kanał BBC World News, w którym pracuje nie jest emitowany w samej Wielkiej Brytanii, tylko za granicą. Na główną antenę BBC wchodzimy sporadycznie, ale BBC World News to stacja o ogromnym zasięgu. Jesteśmy dostępni w 350 mln domów na całym świecie, a tygodniowo ogląda nas ponad 75 mln widzów. Najczęściej prowadzę wieczorny program, który jest programem śniadaniowym w Azji. W ten sposób stałam się znana w Japonii i Chinach, chociaż akurat w tym drugim kraju czasem nas uciszają.
MD: Uciszają? Jak mamy to rozumieć?
KM: Dosłownie. Nasz korespondent w Chinach, zrobił kiedyś o tym materiał. W reportażu pokazał jak w momencie, gdy na antenie podałam informację przedstawiającą chiński rząd w nie najlepszym świetle to momentalnie program został uciszony, a później na antenie pojawiła się czerń.
MD: Ale mimo takich sytuacji książę Wiliam zna cię z telewizji?
KM: Ach, to bardzo zabawna sytuacja, która miała miejsce w Polsce. Kiedy brytyjska para książęca miała przyjechać do Gdańska, ja wraz z garstką osób z Polski zostałam zaproszenie na prywatne spotkanie z nimi. Dla mnie było to wielkie wydarzenie, bo choć wielokrotnie w pracy zajmowałam się tematami rodem z Pałacu Buckingham, to nigdy nie miałam okazji porozmawiać z nimi osobiście. W rozmowie z królewską rodziną nie wolno zadawać pytań, co zwłaszcza dla mnie było dosyć niecodzienną sytuacją. W Gdańsku parze książęcej asystował ambasador, który służył informacjami na temat zebranych gości. Mnie przedstawił jako – Kasia Madera dziennikarka BBC World News. Na co książę William odparł: wiem, wiem, zawsze oglądam cię, kiedy jestem za granicą i bardzo lubię BBC World News. Potem rozmawialiśmy także na temat wybitnych Polaków w Wielkiej Brytanii.
MD: A jest ich trochę.
KM: Oj tak, kiedy tylko mogę to robię wszystko, żeby jak najwięcej osób się o nich dowiedziało. Na uwagę zasługuje na pewno Mariusz Kwiecień, który śpiewa barytonem w Operze Królewskiej w Londynie i jest uwielbiany przez publiczność. Mamy też wspaniałego kucharza Damiana Wawrzyniaka, który szturmem podbija Wielką Brytanię. Mamy naprawdę wspaniałą Polonię na Wyspach.
MD: Polonia i polskie sprawy są często tematem twoich publikacji. W 2015 r. dostałaś nagrodę im. Macieja Płażyńskiego, przyznawaną dziennikarzom i mediom służących Polonii. Czym dla ciebie jest to wyróżnienie?
KM: To wyraz wielkiego szacunku i uznania dla mojej pracy. W Wielkiej Brytanii jest mnóstwo Polaków. Tutaj każdy zna, pracował, albo ma w rodzinie Polaka, dlatego to też okazja do zachęcenia ich do poznania polskiej kultury i historii. Dla BBC zrobiłam reportaż o Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku, jeszcze zanim powstał. Publikowałam też informacje na temat protestu głodowego lekarzy w Polsce.
MD: Znajomość języka polskiego przydaje ci się w pracy.
KM: Oczywiście. To mój wielki atut.
MD: Twoi synowie też uczą się mówić po polsku?
KM: Tak, to dla mnie bardzo ważne. Ja sama chodziłam do polskiej szkoły i zdałam polską maturę. Chcę, by moi synowie znali też polską tradycję, dlatego co roku obchodzimy Wigilię (w kościele anglikańskim nie obchodzi się Wigilii – przyp. red. ), w Wielkanoc idziemy święcić jajka do polskiego kościoła. To są ciekawe zwyczaje i chcę je pielęgnować. Mój mąż też w tym uczestniczy, mimo że nic nie rozumie, ale wie, że to dla mnie ważne.
MD: Jak udaje ci się pogodzić tak intensywny tryb pracy z rolą mamy?
KM: Wywalczyłyśmy równouprawnienie i teraz musimy pracować jak mężczyźni. W połączeniu roli prezenterki i mamy pomaga mi właśnie moja mama. Bez niej nie dałabym rady. Kiedy jestem w domu to staram się poświęcić moim dzieciom jak najwięcej czasu. Synów kocham bezgranicznie, ale wychowuje ich też tak, by byli jak najbardziej samodzielni. Chcę, by w przyszłości byli oparciem dla swoich partnerek.
MD: Pracujesz w BBC już ponad 15 lat. Który dzień był dla Ciebie najbardziej wyjątkowy w pracy?
KM: To był ten dzień, kiedy wybuchł pożar w wieżowcu Grenfell Tower w Londynie (14.06.2017 przyp. red.). Zginęło wtedy 80 osób. Ogień trawił budynek przez cały dzień. Ja mieszkam niedaleko tego wieżowca, więc temat był mi szczególnie bliski. W poranek po pożarze miałam dyżur. Wstałam więc, o 3 w nocy, żeby dojechać na czas do pracy. Na antenę weszliśmy o 5 rano i od początku rozmawialiśmy wyłącznie na temat tego wydarzenia. Już wtedy było wiadomo, że większość osób z mieszkań powyżej 10 piętra – nie przeżyło. Przez cały dyżur prowadziłam rozmowę za rozmową właśnie na ten temat. Moimi rozmówcami byli: strażacy, mieszkańcy niższych pięter, eksperci. Jeden z wywiadów tak mną wstrząsnął, że nie mogłam sobie dać z tym rady i popłakałam się w studiu. Realizator pokazywał wtedy na żywo obrazek z miejsca zdarzenia, dzięki czemu widzowie nie zobaczyli moich łez.
MD: Z kim była ta rozmowa?
KM: Rozmawiałam z kobietą, której siostrzenica była w tym budynku, w mieszkaniu na 20. Piętrze. Ojciec dziewczynki chciał na własną rękę wejść do środka, żeby ją ratować, ale nie pozwolili na to strażacy, mówiąc, że byłoby to samobójstwo. Do studia została zaproszona ciocia tej dziewczynki, 12-letniej przepięknej Jessiki. Ta kobieta opowiadała nam, że szukają jej i mają nadzieję, że żyje. Wraz z przyjaciółmi i bliskimi założyli w tej sprawie profil na Facebooku, w okolicy rozwieszali plakaty. Świadomość tego, że mimo tej nadziei musiałby zdarzyć się cud, żeby ta dziewczynka przeżyła sprawiły, że łzy same popłynęły mi po policzkach. Niestety niedawno dowiedzieliśmy się, że ta dziewczynka nie żyje. Wiem, też, że taki jest koszt tej pracy i zaakceptowałam to.
MD: Praca w BBC to szczyt Twoich marzeń?
KM: Tak, to sam szczyt. Najbardziej profesjonalna telewizja świata – najlepsi dziennikarze, najbardziej rzetelne informacje, bardzo wysokie standardy pracy. Wiem, że praca dziennikarki to ciągła nauka i zdobywanie umiejętności. Na szczęście tutaj ciągle robią nam szkolenia, na których możemy podszlifować warsztat. Jeżeli chodzi o media to po prostu trudno lepiej trafić. Zawsze chciałam zmierzyć się z rolą korespondentki wojennej, choć nie jestem pewna czy wystarczyłoby mi odwagi. Jest to moje ukryte marzenie, ale odkąd mam dzieci to patrzę na to z innej strony i po prostu boję się.
Rozmawiała: Monika Dąbkiewicz