Waleria Pawłowska – Co może architekt wnętrz?

Możliwość komentowania Waleria Pawłowska – Co może architekt wnętrz? została wyłączona Architektura, Design, Ludzie

O tajemnicach tego zawodu, marzeniach klientów i trendach opowiada Waleria Pawłowska Od 20 lat projektuje wnętrza, jest właścicielką firmy PL&AN Group i pracownikiem salonu niemieckich kuchni Nolte.

Wita mnie pogodna blondynka, mówiąca z rosyjskim zaśpiewem. W Kijowie miała wielki dom z basenem, sauną i salą sportową – sama go projektowała. Miała też mnóstwo klientów. Cztery lata temu podjęła wyzwanie, przeniosła się do Polski. Zaczęła wszystko od zera, bez klientów, swojej ekipy wykonawców i języka. Ale jest ambitna. Dziś ma kontakty, sieć niezawodnych współpracowników, zaprzyjaźnione sklepy i – najważniejsze – zaufanie klientów. Polecają ją sobie nawzajem. Dlaczego? Ponieważ jest perfekcyjna jeśli chodzi o wykańczanie wnętrz, jej projekty są funkcjonalne i nie narzuca swoich pomysłów. Stara się poznać mieszkańców projektowanego domu, by urządzić je specjalnie dla nich.
To oni tu będą mieszkać. Muszą mieć miłe, wygodne, praktyczne miejsce do życia, w którym będą się czuć… jak w domu.

Jeśli mam lampę albo obraz, który chcę mieć w swoim domu, uwzględni go pani w projekcie?
■■ Tak. Moim zadaniem jest dopasować projekt do oczekiwań, potrzeb, ale też trybu życia klientów. Projektowanie to nie jest zwykły zawód. Architekt wnętrz musi być psychologiem, socjologiem, stać się wręcz członkiem rodziny, żeby wiedzieć, kto kiedy wstaje, co robi, co lubi, jakie musi mieć ciągi komunikacyjne, w którym miejscu powstaje nieporządek. Chcę by klient był zadowolony, dlatego rozmawiam z nim dużo, rozglądam się po jego dotychczasowym miejscu zamieszkania, podglądam…, a potem nierzadko zostajemy przyjaciółmi i odwiedzamy się również po zakończeniu współpracy.

Czy jeździ pani z klientami po sklepach?
■■ Tak, realizacja, shopping i nadzór na pracami też wchodzi w treść zlecenia. Oczywiście mam klientów, którym tylko rysuję projekt i polecam co kupić, ponieważ oni sami chcą się tym zająć. Ale zazwyczaj nawet ci, którzy chcą sami decydować i tak konsultują się ze mną, gdy znajdą coś do wnętrza. Coraz więcej mam też takich klientów, którym projektuję, dobieram, wykańczam pod klucz. Ponieważ ludzie mają coraz mniej czasu. Albo dlatego, że daleko mieszkają. Jak na przykład moi klienci z Emiratów Arabskich. Ufają mi w stu procentach. Konsultuję się z nimi on‑line. Urządziłam im już w ten sposób w różnych częściach świata dwa domy, mieszkanie, biuro. A teraz robię apartament w Bratysławie. Klient jest w Emiratach, ja kupuję wszystko w Polsce, realizacja w Bratysławie, a ykonawcy pochodzą z Ukrainy. Bardzo trudna logistyka, muszą być dotrzymane wszystkie terminy.

Po co pani praca dla firmy Nolte?
Nie ogranicza pani?

■■ Nie. Gdy urządzam mieszkania czy domy, szczególnie zależy mi na jakości kuchni. Nie można ich zmieniać jak kanapy czy stołu. Dlatego zawsze wybieram niemieckie kuchnie z najwyższej półki. Wytrzymują dwadzieścia lat i więcej. Kiedyś były to kuchnie Leicht Egersman, w Polsce związałam się z niemiecką firmą Nolte. Na ich kuchnie oczekuję tylko osiem tygodni, co w dzisiejszych czasach wyjątkowe. I zawsze przychodzą w terminie.

Ma pani taką kuchnię?
■■ Tak. Robiłam steka, polałam winem patelnię, buchnął ogień, aż czarno było. Wytarłam osad, meble wyglądają jak nowe. Myślałam, że coś się odklei pod wpływem temperatury, nic takiego się nie stało. Dobry test mieliśmy też ostatnio w salonie wystawienniczym. Piętro wyżej pękła rura i zalał nasz wodospad. Wytarliśmy kuchnie, nie ma po tym zdarzeniu ani śladu.

Jest pani bardzo wymagająca.
■■ Tak. Jestem wymagająca w kwestii jakości. Nie odbiorę prac, gdy coś jest krzywo. Dlatego musiałam założyć firmę. Próbowałam wcześniej pracować w firmie architektonicznej, ale widziałam wszystkie niedoróbki. Nie akceptowałam tego, więc musiałam zrezygnować z pracy. Po przyjeździe tutaj trudno mi było znaleźć ekipę remontową, nie miałam nikogo sprawdzonego. W Kijowie to mąż zajmował się wykańczaniem, ja nie miałam o tym pojęcia. W Polsce musiałam ogarnąć wszystko sama. Wiedziałam tylko, że nie zaakceptuję bylejakości. Szukałam, szukałam i wreszcie znalazłam ukraińską ekipę, która wcześniej pracowała w Niemczech. Są doświadczonymi perfekcjonistami. Z nimi mogę spokojnie realizować zlecenie w Bratysławie.

W Kijowie współpracą z wykonawcami zajmował się pani mąż. Nauczyła się pani tego?
■■ Musiałam. A poza tym w ubiegłym roku skończyłam na warszawskiej politechnice studia „Total design management”. Poszerzyłam tam kompetencje i podszlifowałam branżowy język. Problemy językowe były początkowo barierą w kontaktach z klientami, ale na szczęście, jak zaczynałam rysować przy nich ręcznie jakieś pomysły, to przełamywałam lody. Potem było już z górki.

Skąd pomysł przyjazdu do Polski?
■■ Mój ojciec był Polakiem, więc syn przyjechał na studia do Polski. Mieszkał rok w akademiku, potem chciałam mu wynająć mieszkanie, ale prawnik poradził mi kupienie. Mam Kartę Polaka, więc mogę mieć nieruchomość. Zostałam jeszcze na rok, żeby mieć obywatelstwo. Mieszkałam wtedy z synem i córką, ale nie pracowałam, siedziałam tylko w domu. Nie jestem do tego przyzwyczajona, więc poszłam do pracy, a niedługo potem założyłam firmę. No i zostałam. Syn studiuje finanse, jest członkiem zarządu mojej firmy, mam nadzieję, że kiedyś zaangażuje się w firmę. Córka ma talent do rysowania. W Polsce pomaga mi mama, która przyjechała do nas na stałe, mąż odwiedza nas co miesiąc. Został, żeby sprzedać nasz dom. To niełatwe – ma 500 metrów kwadratowych. Piętnaście lat temu, gdy go budowaliśmy, modne były takie ogromne rezydencje, z bilardem, tenisem, basenem. To był prestiż. Ale czasy się zmieniają, dziś trudno go sprzedać. Bo człowiek nie potrzebuje takich przestrzeni.

Co jest już niemodne, a co na czasie?
■■ Cztery lata temu wszystko było białe, z dodatkiem drewna, potem modne były czarne loftowe wnętrza, metal i surowe cegły. Teraz musi być przytulnie i elegancko. W jasnych kolorach, z różem, ciepłoszarymi odcieniami, welurem i innymi miękkimi tkaninami. Ludzie lubią też złoto, ale gdy klient chce go dużo, przekonuję do powściągliwości.

Mówi mu pani, że ma zły gust?
■■ Nie, pokazuję jak złoto wygląda w różnych konfiguracjach i ilości, żeby to zobaczył.

Co pani osobiście lubi?
■■ To, co dzisiaj jest modne – ciepło i jasne kolory. Prowadzę instagram @plangroup_architekt, tam widać mój gust. Według mnie to, co dziś modne pozostanie z nami na długo. Być może zmienią się kształty mebli i dodatków – nadchodzi moda na francuski styl lat siedemdziesiątych, na przykład na zaokrąglone krzesła.

Na instagramie są też zdjęcia dawnych pani realizacji, zmieniła pani styl.
■■ Ciągle zdobywam doświadczenia. Dwadzieścia lat temu było modne czarne art‑déco, więc gustowałam w czarnych połyskach. Dzięki temu dziś wiem, że to efektowny, ale trudny do utrzymania pomysł. I bardzo depresyjny. Młodzi architekci nie mają takich doświadczeń. Robią ładne wnętrza, ale niefunkcjonalne, niewygodne albo niepraktyczne. A ja wiem, że musi być wystarczająca ilość szafek, szaf, muszą być wygodne przejścia, miejsce na mop, odkurzacz. Wielokrotnie przez to przechodziłam, meblując sobie i innym kolejne miejsca.

Czy pani projekty są zgodne z pani gustem, czy z gustem klienta?
■■ Dogadujemy się nawet, jeśli nasze gusty są inne. Szanuję to, czego klient oczekuje od wnętrza, ale nie walczę ze swoim gustem. Nie mogłabym zaprojektować na przykład starego wnętrza w stylu Ludwika. Ale w takim wypadku zaproponowałam zderzenie starego i nowego. Marmurową umywalkę, sztukaterię i proste drewniane elementy oraz techniczne światło. Lubię łączyć różne stylistyki. Miałam klientkę, która lubi mocne kolory. Ja niekoniecznie. Zatem nie położyłam jej pstrokatej tapety, ale wstawiłam do wnętrza kilka oryginalnych kolorowych dodatków. Gustownych, nie takich, od których bolą oczy. Odradziłabym też wykładzinę w całej sypialni, była taka moda. Mnóstwo pyłu się w niej osadza, trudno sprzątnąć ją pod łóżkiem. Proponuję miękki dywan w strefie odpoczynku, ale najlepiej taki, na który nawet wino można wylać i bez problemu posprzątać. Jeśli ma być blat z metalu, tak zwanej nierdzewki, to klient musi wiedzieć, że będzie cały czas porysowany. Naturalne drewno na podłodze również. Gdy są w domu zwierzęta, specjalną uwagę przywiązuję do tkaniny na kanapie. Wybieram taką, do której sierść się nie przyczepia i nie można jej drapać. Firanki są już rzadkością, i dobrze, tylko kurz zbierały, ale zasłony, choćby tylko dekoracyjnie powieszone, polecam. Ocieplają wnętrze i stanowią ramę dla okna. Teraz znalazłam piękną drewnianą żaluzję, która jest tylko po bokach okna, nie służy do zasłaniania go. Zleciłam stolarzowi wykonanie podobnej. Taki jeden element robi całe wnętrze.

Na czym można zaoszczędzić, a na czym nie ma sensu?
■■ To, czego nie można wymienić „od ręki” musi być drogie, czyli kuchnia, kafelki, hydraulika. Ale w ramach drogiej kuchni można wybrać na przykład tańszy front. Nie drewniany tylko laminowany. Albo zaprojektować w niej mniej szuflad. Lepiej tak zmodyfikować drogą kuchnię, niż kupować tańszą, która przetrwa trzy lata. Łóżko może być niedrogie, ale materac dobry, bo ma wpływ na zdrowie. A stół, krzesło, żyrandol można kupić taniej, bo nie musi być na dwadzieścia lat.

Jakie wnętrza są charakterystyczne dla Polaków?
■■ Białe. Biały sufit i ściany. Wydawałoby się, że takie wnętrze jest jasne i otwarte. A to nieprawda, na dłuższą metę staje się depresyjne, męczące. Musi być w tej bieli chociaż odrobina beżu, oko to wyłapie. Albo obrazy na ścianach.

O czym pani marzy jako architekt?
■■ Chciałabym, żeby klienci chcieli kupować dobre rzeczy. Tanie rzeczy nie wyglądają dobrze, nawet jak są robione na wzór czegoś drogiego. Nawet w mieszkaniach na wynajem, a sporo takich robiłam, jakość jest najważniejsza. Jak wykończenie jest solidne nie trzeba remontować mieszkania po każdym wynajmującym. Jeśli materiały są dobrej jakości – czuję satysfakcję i daję osobistą gwarancję na wnętrze.

Ewa Marzena Wróbel

Comments are closed.