Ta 23-latka z pewnością nie boi się wyzwań. Decyzję o wyjeździe do Dżakarty podjęła spontanicznie. Na miejscu, w trzy miesiące nauczyła się języka indonezyjskiego i jako pierwsza Polka dostała się do CNN Indonesia. O rocznym pobycie na Jawie, który zmienił całe jej życie – opowiada podróżniczka i dziennikarka Olivia Drost.
Monika Dąbkiewicz: Ja rozumiem, że chciałaś przeżyć przygodę, ale dlaczego akurat w Indonezji?
Olivia Drost: To był kompletny przypadek. Pojechałam tam na studia. W Internecie znalazłam informację, że indonezyjski rząd oferuje stypendia m.in. dla studentów z Polski. Nigdy wcześniej nie byłam nawet w Azji, ale pomyślałam, że taka okazja drugi raz się nie trafi i namówiłam przyjaciółkę, żeby pojechała tam ze mną, na rok. Dostałyśmy stypendium Ministerstwa Edukacji i Kultury Indonezji, które pokrywało koszty: zakwaterowania, wyżywienia i czesne za studia.
MD: Jak trafiłaś do CNN Indonesia?
OD: Po trzech miesiącach w Indonezji, kiedy już trochę otrzaskałam się z nową sytuacją, postanowiłam rozejrzeć się za stażem. Wysłałam CV do trzech różnych stacji, w tym dwóch anglojęzycznych. Byłam w kompletnym szoku, kiedy przyjęło mnie tylko indonezyjskojęzyczne CNN.
MD: Trudno było nauczyć się indonezyjskiego?
OD: Nie, bo to bardzo prosty język. W zasadzie ważne jest tam tylko słownictwo. Zasady gramatyczne praktycznie nie istnieją, nie ma czasów, odmian, przypadków, więc nie ma też problemów z jego szybkim opanowaniem. Zresztą nie miałam innego wyjścia. W mojej okolicy tylko jeden sąsiad mówił po angielsku.
MD: Czym dokładnie zajmowałaś się w CNN Indonesia?
OD: Pracowałam w redakcji internetowej. Byłam wideografikiem i reporterem. W praktyce robiłam wszystko to, co wiąże się z produkcją materiałów wideo przeznaczonych do publikacji w Internecie: od nagrania, do przygotowania scenariusza, aż do przeprowadzenia wywiadu, a nawet nagrania go.
MD: Udało Ci się przemycić trochę tematów z Polski?
OD: Na bieżąco robiłam, co mogłam. Udało mi się nawet pokazać Warszawę w cyklu podróżniczym „24 godziny w…”. Napisanie artykułu na dwie strony A4 zajęło mi dwa dni, a w Polsce zrobiłabym to pewnie w dwie godziny. Tu zadanie było jednak utrudnione, bo pisałam po indonezyjsku.
MD: Kolegom podobała się Warszawa?
OD: Tak, najbardziej urzekła ich cena polskiego piwa <śmiech>.
MD: Takie tanie?
OD: W porównaniu do cen z Indonezji to jak za darmo. Tam alkohol jest bardzo drogi. Szczególnie ta niemuzułmańska część redakcji obiecywała, że przyjedzie do Polski.
MD: Życie w Indonezji jest drogie?
OD: Z reguły – bardzo tanie. Na przykład za pokój z własną łazienką płaciłam tam miesięcznie równowartość 300 zł. Obiad w restauracji to koszt ok. czterech czy pięciu złotych. Bilet lotniczy z Dżakarty na Bali można tam dostać za 100zł. Droga jest natomiast edukacja. Semestr nauki na mojej uczelni kosztował ok. czterech tysięcy złotych. Dla przeciętnego Indonezyjczyka jest to mnóstwo pieniędzy, bo tamtejsze zarobki są zdecydowanie mniejsze niż w Polsce.
MD: Z kim lub z czym Indonezyjczykom kojarzy się Polska?
OD: Najczęściej z Robertem Lewandowskim. Miałam taką zabawną sytuację, która uświadomiła mi, że Indonezyjczycy sądzą też, że Polska jest też bardzo mała. Otóż stało się to na balijskim weselu, na którym byłam gościem. Fotograf obsługujący tę uroczystość poprosił mnie, żebym pozdrowiła Roberta Lewandowskiego. Odpowiedziałam, że niestety nie znam go osobiście. Na co zdziwiony fotograf powiedział: jak to go nie znasz, przecież jesteś z Polski! Ten mężczyzna sądził, że Polska to maleńki kraj, w którym wszyscy są sąsiadami. Długo zajęło mi wyprowadzenie go z błędu. Część tych lepiej wykształconych Indonezyjczyków kojarzy też polską flagę, bo jest odwróconą flagą Indonezji.
MD: Indonezja to największy muzułmański kraj na świecie, dlatego Polakom może kojarzy się z terroryzmem. A jak jest naprawdę?
OD: Półoficjalnie mówi się o tym, że jeden proc. Indonezyjczyków, czyli 2,5 mln ludzi, wspiera finansowo tzw. Państwo Islamskie. Podczas mojego pobytu miał miejsce jeden zamach i to na przystanku autobusowym oddalonym o 15 km od mojego mieszkania. W tym samym czasie w Dżakarcie grasowała też banda zbirów, którzy atakowali kobiety w mieście i nacinali im nogi. Potem te filmiki krążyły po sieci. Dostaliśmy nawet ostrzeżenie od nauczycieli, żeby nie pojawiać się w pewnych okolicach.
MD: A jak Twoi rodzice znosili Twój wyjazd. Obawiali się?
OD: Przyzwyczajali się stopniowo. O tym zamachu dowiedzieli się ode mnie. Sama dałam im znak, że wszystko w porządku. Nie chciałam, żeby się zamartwiali, w razie gdyby usłyszeli coś na ten temat w polskiej telewizji. Jestem jedynaczką, więc wiem, że jest im szczególnie trudno. Na szczęście moje kolejne pomysły traktują jako wyzwanie i nie wzbudzają we mnie strachu, tylko mnie dopingują. Jestem im za to bardzo wdzięczna.
MD: Indonezja to największy muzułmański kraj na świecie. Jaki stosunek do kobiet mają tamtejsi mężczyźni?
OD: Moim zdaniem Indonezyjczycy niezwykle szanują kobiety i to słychać nawet w ich języku. Do każdej starszej kobiety zwracają się – mamo, a do rówieśniczek – siostro. Przez osiem miesięcy w Indonezji nie zdarzyło się, żeby ktoś nachalnie mnie podrywał, czy napastował. Owszem wzbudzałam ich zainteresowanie ze względu na białą skórę, niebieskie oczy i europejskie rysy twarzy, ale nikt nie przekraczał granic.
MD: Wspominałaś jednak o tych bandytach podcinających kobietom nogi?
OD: Tak, ale to była sytuacja marginalna. Bardzo też nagłośniona m.in. za pośrednictwem mediów społecznościowych, dlatego, że Indonezyjczycy mają inny poziom wrażliwości niż my. Świadczy o tym chociażby fakt, że w sieci bez oporów udostępniają drastyczne zdjęcia np. oderwanej głowy po zamachu terrorystycznym. Tam nikogo to nie dziwi i nie zaskakuje. Może wynika to też trochę z uzależnienia od nowych mediów. Z Dżakarty wysyłanych jest codziennie najwięcej tweetów na świecie.
MD: Czym CNN Indonesia różni się od polskich redakcji?
OD: Przede wszystkim tym, że to redakcja głównie muzułmańska, co przekłada się na cykl pracy całego zespołu. Codziennie o godzinie 12 jest długa przerwa na modlitwę. W piątki Muzułmanie najczęściej wychodzą pomodlić się do meczetu. W pozostałe dni modlą się w redakcji, ale w specjalnie wyznaczonym do tego miejscu, tzw. mushollach. Mimo, że w Indonezji 90 proc. mieszkańców to Muzułmanie – na wizji nie pracują kobiety w hidżabach. Producenci tłumaczą to tym, że takie zakrycie komunikuje przynależność religijną, która jest nieobiektywna. Ich zdaniem prezenterka w hidżabie przedstawia wiadomości z muzułmańskiego punktu widzenia. Są w tym jednak konsekwentni, bo nie akceptują również np. krzyżyka na szyi u katolików, czy jakiegoś tatuażu, który jest symbolem religijnym.
MD: A jak postrzegane są inne religie?
OD: Bardzo dobrze. Zgodnie z obowiązującą ideologią założycielską niepodległej Indonezji, tzw. Pancasilą, uznanych zostało oficjalnie pięć religii: islam; chrześcijaństwo, w którym wyróżnia się podział na protestantyzm i katolicyzm; buddyzm; hinduizm i konfucjanizm. Święta każdej z tych religii są dniem wolnym od pracy. Z tego powodu miałam tam sześć razy więcej wolnego niż w Polsce.
MD: Rozumiem, że to nie koniec Twoich podróży?
OD: Z pewnością. We wrześniu przeprowadziłam się do Londynu i zaczęłam studia na London School of Economics. Kierunek – Zarządzanie Mediami. Moi rodzice na początku mieli wątpliwości, co do kolejnego wyjazdu, ale kiedy sprawdzili w Internecie, że LSE to uczelnia, która wykształciła największą grupę miliarderów i laureatów ekonomicznego Nobla, szybko zmienili zdanie.
MD: Zamierzasz wrócić do Indonezji?
OD: Jasne, bo bardzo tęsknię m.in. za tamtejszym jedzeniem i słońcem. Poza tym, z listy 17 tysięcy indonezyjskich wysp, zostało mi jeszcze kilka do zwiedzenia <śmiech>.
Rozmawiała: Monika Dąbkiewicz