Siedzę w pędzącym ponad 300 km/h pociągu relacji Harbin – Pekin. Beznamiętny głos z nagrania przypomina pasażerom, że palenie na pokładzie jest surowo zabronione. Złamanie zakazu grozi nie tylko wysoką grzywną, ale też obniża wartość nieposłusznego obywatela w krajowym rankingu wiarygodności. Rozglądam się. Tylko ja spośród licznych pasażerów wydaję się poruszony. To przedsmak tzw. Systemu Zaufania Społecznego, który na Zachodzie jawi się jako spełnienie dystopijnej wizji Orwella, a wśród przeciętnych Chińczyków, których bezpośrednio dotknie, jest właściwie nieznany.
Programem rządu chińskiego, ogłoszonym po raz pierwszy w enigmatycznym komunikacie z 2014 roku, mają być obowiązkowo objęci już za dwa lata wszyscy pełnoletni obywatele. Każdy ma mieć założoną elektroniczną teczkę z punktacją obliczaną na podstawie skomplikowanego algorytmu. Swoją pozycję w rankingu zachłyśnięci technologią Chińczycy będą mogli śledzić na bieżąco za pomocą ściąganej na smartfony aplikacji. Pikanterii dodaje fakt, że – niczym na portalu społecznościowym – „teczki” będą jawne, a wgląd do nich będą mieć też np. potencjalni pracodawcy.
System Zaufania Społecznego (SZS) jest pomyślany jako atrakcyjnie opakowana gra w życie. Ocenie mają podlegać różne zachowania i działania jednostki w szeroko pojętej przestrzeni publicznej. Punkty będzie można zdobyć m. in. za płacenie rachunków na czas, przestrzeganie umów, segregowanie śmieci, ale też rozsądne wybory konsumenckie (np. osoba kupująca pieluchy jest uważana za odpowiedzialną) oraz propagowanie „pozytywnej” (czytaj: prorządowej) treści w internecie. Chwalebnym będzie wszystko to, co wpisuje się w socjalistyczny system wartości. Obywatele leniwi, krytyczni wobec rządu, publikujący w internecie zakazane treści, łamiący prawo, marnujący czas na grach komputerowych i zadający się z tymi uplasowanymi nisko w rankingu punkty stracą. Zostaną uznani za mało wiarygodnych, co negatywnie przełoży się na jakość ich życia codziennego.
SZS ma funkcjonować jak nowoczesny system kar i nagród. Im wyższa pozycja w rankingu zaufania, tym więcej przywilejów i udogodnień dla rodziny. Wysoka punktacja ułatwi dostęp do prestiżowych szkół i niskooprocentowanych kredytów. Godne zaufania osoby szybciej uzyskają wizę Schengen, wynajmą mieszkanie i samochód bez depozytu, będą też taniej i bardziej komfortowo podróżować. Zwiększą również swoje szanse na rynku matrymonialnym, ponieważ ich profile automatycznie będą bardziej eksponowane na portalach randkowych. Ci z niskim współczynnikiem wiarygodności z kolei mogą pożegnać się z marzeniami o wakacjach za granicą i pracy w urzędach państwowych i mediach. Zwolni im internet. Mogą mieć też ograniczony lub odebrany dostęp do transportu publicznego, szczególnie kolei szybkich prędkości i rejsów lotniczych.
Wydaje się, że to nie mrzonki. Choć SZS dopiero kiełkuje, a w jego pilotażowym programie uczestnictwo jest jeszcze dobrowolne, to czarna lista zdyskredytowanych obywateli systematycznie się wydłuża. Według oficjalnych danych Najwyższego Sądu Ludowego w Chinach, dotychczas ponad 9 mln osób pozbawiono możliwości kupna biletów lotniczych, a kolejne 3 miliony – biletów na pociągi w klasie biznes. Powód? Najczęściej drobne wykroczenia i przewinienia, takie jak palenie w transporcie publicznym lub próba podróży z nieważnym biletem, ale też fałszerstwa i rozsiewanie nieprawdziwych informacji nt. ataków terrorystycznych. Zorganizowane i systemowe karanie i nagradzanie na szeroką skalę to tylko kwestia czasu. Na zlecenie rządu chińskiego osiem firm buduje bazy danych, które po zintegrowaniu staną się podstawą SZS. Współpracujące korporacje wykorzystują zamiłowanie swoich rodaków do załatwiania codziennych spraw poprzez aplikacje i media społecznościowe. Do WeChata, cenzurowanej przez rząd aplikacji będącej chińskim połączeniem Whatsappa i Facebooka, jest przyłączonych ponad 850 mln użytkowników. Wielu Chińczyków, zwłaszcza młodej generacji, korzysta też z innych popularnych aplikacji, by opłacać bieżące rachunki (Alipay), zamawiać taksówkę (Didi Chuxing) i umówić się na randkę (Baihe). Potencjalnie rząd chiński ma więc dostęp do danych lwiej części dorosłej populacji. Sprzężenie popularnych aplikacji z SZS daje mu (potencjalnie) wgląd w preferencje, poglądy, wybory konsumenckie, kontakty, historię płatności i przelewów setek milionów użytkowników internetu.
Brzmi niepokojąco. Nic dziwnego, że komentatorzy po naszej stronie globu opisują ten projekt jednoznacznie negatywnie. Piszą o zgamyfikowanej wersji
Wielkiego Brata, połączeniu totalnej inwigilacji z funkcjonalnością medium społecznościowego, oraz o urzeczywistnieniu absurdalnych wizji rodem z popularnych dystopijnych seriali typu Black Mirror. Obawiają się, że pomysł wdrożenia gry w zaufanie toczącej się w świecie rzeczywistym mogą podchwycić politycy na Zachodzie. Przy okazji wskazują na to, że podobna, choć bardziej subtelna forma inżynierii społecznej z użyciem mediów cyfrowych (np. wyszukiwarki Google) nasila się też w naszym obszarze kulturowym. System Zaufania Społecznego na Zachodzie – co nie zaskakuje – zaufania nie budzi. Wśród samych Chińczyków, jak zdążyłem się przekonać, mieszkając przez rok w Harbinie, świadomość tego, że taki program ma już wkrótce wejść w życie, jest nikła. Potwierdzają to pojedyncze sondy uliczne dostępne w internecie, w których zapytani o opinię na temat SZS przechodnie przyznają, że nic o nim nie wiedzą. Gdy otrzymują krótki opis tego, jak program mógłby wpłynąć na ich życie, w większości wyrażają poparcie dla planów rządu. Zaznaczają, że to kwestia sprawiedliwości społecznej i że przestrzegający prawa obywatele nie mają się czego obawiać. Ich wątpliwości budzi jedynie włączenie do rankingu punktów za aktywność w przestrzeni internetowej, relacje międzyludzkie i wybory konsumenckie.
Z perspektywy europejskiej ta pragmatyczna i wyważona reakcja może się wydawać niezrozumiała. Trzeba jednak mieć świadomość, że te opinie wygłaszane są w kraju, w którym powszechnie uważa się, że „buzia jest od jedzenia, a nie wygłaszania poglądów”. Czy uczestnicy sondy rzeczywiście mówili to, co myślą w głębi serca?
By uzyskać bardziej zróżnicowany i pełny obraz, postanowiłem o przemyślenia na temat planów rządu chińskiego zapytać troje młodych Chińczyków studiujących socjologię, fizykę i język angielski w państwowym uniwersytecie w Harbinie. Zapewniłem ich o anonimowości wywiadu. O SZS wcześniej nie słyszeli. Przeczytali o nim w artykule Rachel Botsman pt. „Big data meets Big Brother as China moves to rate its citizens”, który ukazał się w październiku ubiegłego roku na portalu wired.co.uk. To wtedy świat po raz pierwszy obiegła wieść o planach rządu chińskiego.
Lorraine (23 lata)
Zaraz po przeczytaniu artykułu ogarnęła mnie panika. Zaczęłam się zastanawiać, czy przygotowywany System Zaufania Społecznego nie stanie się przykrywką dla rządu, by jeszcze ściślej kontrolować i nadzorować swoich obywateli. Powiązałam to też z ograniczoną wolnością słowa i mediów w newralgicznych kwestiach, a także innymi niedemokratycznymi (wg standardów zachodnich) praktykami. Momentalnie poczułam rozgoryczenie. Postanowiłam jednak odczekać kilka dni, by pozbierać myśli i podejść do problemu bardziej kompleksowo i racjonalnie.
Prześledziłam historię reform od czasu założenia Nowych Chin (od 1949 r. – przyp. red.) i zdałam sobie sprawę, że właściwie każdy nowy projekt polityczny spotykał się początkowo z nieufnością, a nawet opozycją. Nie da się dogodzić wszystkim, zwłaszcza w Chinach, gdzie żyje obecnie ponad 1,3 miliarda ludzi. Niemniej jednak nowy projekt rządu wywołuje u mnie wątpliwości.
Po pierwsze – w kraju o tak skomplikowanej strukturze gospodarczej i społecznej wdrożenie tak szeroko zakrojonego planu w ciągu dwóch lat wydaje się niewykonalne. Oczekiwałabym też, że rząd poprowadzi wcześniej kampanię propagującą i informującą o SZS, by obywatele dowiedzieli się, czym ten program jest, jak będzie funkcjonował i jaki może mieć wpływ na ich życie codzienne.
Obawy budzi też fakt, czy rząd nie posunie się za daleko we wprowadzaniu nowej polityki. Czy będzie respektował podstawowe prawa jednostki i czy będzie słuchał głosu swoich obywateli? Z tym może być problem. Do dziś większość Chińczyków tkwi w mentalności feudalnej, spadku po wiekach rządów cesarzy. Mają przez to inne pojęcie tego, czym jest demokracja i prywatność. W mojej rodzinie i wśród moich znajomych na tych, którzy bronią swojej przestrzeni i prywatności, patrzy się jak na samotników i wyrzutków. Od maleńkiego wtłacza nam się do głów, że dobro kolektywne jest nadrzędne wobec dobra jednostki. Póki interesy ekonomiczne moich rodaków będą niezagrożone, masowych demonstracji spodziewać się nie można. Sama też – jakkolwiek naiwnie to zabrzmi – nie obawiam się ewentualnych nadużyć, ani tego, że ranking zaufania mi zaszkodzi. Jestem wykształcona i przestrzegam prawa.
Wreszcie ostatni znak zapytania – projektowany ranking upraszcza rzeczywistość. Czy może np. zmierzyć czyjąś moralność? Czy to, że ktoś ma wysoką punktację, oznacza, że jest dobrym człowiekiem? Ludzi nie można zrecenzować jak restauracji, filmów i książek. Jeśli możliwe byłoby proste posortowanie nas na kategorie, życie byłoby nudne. Na tę chwilę proponowany system oceniania wiarygodności obywateli jest naiwny i niedojrzały, ale być może z czasem stanie się bardziej bardziej wysublimowany i dopracowany.
Wątpliwości jest sporo, ale mimo wszystko myślę, że trzeba dać temu projektowi szansę. Ludzie mają zdolność adaptowania się do nowych warunków. Kto wie – być może SZS przyjmie się i będzie ewoluował tak, że zostanie zaaprobowany przez opinię publiczną i przetrwa. Artykuł, który przeczytałam, wywołał u mnie panikę przez to, że autorka używała bardzo emocjonalnie nacechowanych metafor. Uważam, że na tym etapie nie należy panikować i komentować, tylko zadawać pytania i podejmować próby.
Charles (20 lat)
By zrozumieć istotę nowego programu rządu, trzeba mieć pojęcie o tym, czym jest chińska mentalność i w jaki sposób różni się od tej zachodniej. Obcokrajowiec, któremu wydaje się, że jest w stanie podsumować Państwo Środka i jego mieszkańców po 7‑dniowej objazdówce, na pewno takiego pojęcia nie ma.
W Chinach – inaczej niż w europejskich demokracjach – nie ma pluralizmu. Rządzi jedna partia. Moi rodacy nie angażują się w politykę, rzadko też procesują się w sądach. Zniechęca ich skutecznie jałowość i żmudność wszelkich procedur biurokratycznych. Do rewolucji dochodzi tylko wtedy, gdy obywatele nie są już dłużej w stanie tolerować korupcji i indolencji rządzących. Może się wydawać dziwne, że Chińczycy nie mają oporów przed tym, by powierzać swoje dane osobiste rządowi i korporacjom z nim współpracującym. Zachodnia perspektywa jest cyniczna, a obywatele podejrzliwi wobec władzy. Komentatorzy z Europy Chiny demonizują, patrzą na nie w kategoriach unowocześnionego Wielkiego Brata. My za to pytalibyśmy zdziwieni, czemu System Zaufania Społecznego miałby nam wyrządzić krzywdę. Cokolwiek odpowiada naszemu społeczeństwu jest dla nas dobre.
Chińczycy pragną przede wszystkim żyć beztrosko i bezpiecznie. To fakt, że rząd cenzuruje internet i blokuje wiele treści, zwłaszcza te stawiające Partię Komunistyczną w złym świetle. Robi to jednak po to, by uchronić młodych ludzi, często zagubionych i szukających celu w życiu, przed trudną prawdą i przed fake newsami. Konfrontacja z faktami mogłaby podłamać zaufanie mojego pokolenia do polityki rządu.
Chiny są wciąż jak dziecko we mgle, któremu dano pistolet, ale nie powiedziano, jak strzelać. Od XIX wieku doświadczyliśmy wielu zmian. Zachłysnęliśmy się technologią, kolejami szybkich prędkości, płatnościami online, rowerami miejskimi, ale rozwój nie postępuje równomiernie. Na prowincji rolnicy często nie mają samochodów i traktorów, ale każdy ma smartfona i konto na WeChacie. Tak jak ja, nie interesują się polityką, ale uparcie wierzą w swój kraj i rząd.
Mandy (20 lat)
Uważam, że Chiny powinny wprowadzić System Zaufania Społecznego. Czy rozsądny pracodawca byłby skłonny przyjąć do pracy kogoś, kto zamieszcza nieprawdziwe dane w swoim CV? Czy odpowiedzialni rodzice pozostawialiby swoje dzieci pod opiekę nauczycielowi, który nie ma czystej kartoteki? Czy ktokolwiek chciałby, by jego pieniądze zdeponowane w banku przeznaczać na pożyczki jakiemuś próżniakowi?
Problemem jest to, jak zbudować ten system, by odpowiadał na naszą potrzebę poprawy wiarygodności i obniżenia poziomu oszustw w Chinach. Lepiej szukać remedium niż krytykować w oparciu o uprzedzenia. Projekt wydaje się kontrowersyjny z trzech powodów: niejasnego algorytmu, na jakim ma być oparty system, potencjalnego wycieku danych oraz roli i prawdziwego celu rządu w przedsięwzięciu.
Tak jak autorka artykułu, mam wątpliwości dotyczące metodologii obliczania punktów zaufania. Nie rozumiem zasadności wliczania do rankingu kategorii „osobistych preferencji” i „stosunków międzyludzkich”. Informacje o naszych zakupach rzeczywiście mogą być łatwo dostępne, ponieważ baza danych ma być też budowana na podstawie transakcji i aktywności 500 zarejestrowanych użytkowników portalu Taobao.com, chińskiego odpowiednika Amazona. Można przypuszczać, że na włączeniu „preferencji konsumenckich” do rankingu mają zyskać finansowo wielkie korporacje, którym łatwiej będzie np. pozycjonować wybrane produkty.
Jeśli chodzi o ocenę relacji międzyludzkich, to wątpię, że jakakolwiek technologia byłaby na tyle zaawansowana, by je szczegółowo definiować. Być może za przyjaciół i dobrych znajomych zostaną uznani przez system ci, z którymi wykonujemy częste transfery pieniężne poprzez Alipay. Projekt rządowy wydaje się w tym kwestiach mocno niedopracowany, ale trzeba mieć nadzieję, że ostateczna wersja będzie oparta na przejrzystej metodologii przeliczania punktów.
Druga z moich wątpliwości – kwestia wycieku danych – to z kolei problem globalny. Zmagają się z nim użytkownicy Apple, których prywatne zdjęcia znalazły się tzw. ogólnodostępnej chmurze Apple. Facebook za to wykorzystuje wiedzę na temat milionów ludzi, by potem podsuwać im odpowiednie reklamy i ogłoszenia. Weszliśmy w erę Big Data, co ma swoje plusy i minusy. Zyskujemy dostęp do wielkiej bazy danych, ale za cenę ograniczonej prywatności.
Wreszcie pozostaje też obawa przed tym, że nieograniczony dostęp do danych obywateli doprowadzi do nadużyć władzy rządu chińskiego. Myślę jednak, że krytyka autorki artykułu jest w tym momencie bezpodstawna i oparta na stereotypach. Chiny to nie tyrania; nasz system operuje mechanizmami kontrolującymi i regulującymi życie polityczne.
Jestem dobrej myśli. Jeśli decydenci usuną z programu defekty, które wymieniłam, a sam system będzie transparentny, wróżę temu projektowi powodzenie.
Umiarkowanie entuzjastyczne wypowiedzi Lorraine, Charlesa i Mandy pozwalają przypuszczać, że System Zaufania Społecznego, gdy już oficjalnie wejdzie w życie, zyska aprobatę większości społeczeństwa chińskiego. Sami Chińczycy w rozmowach przyznają, że konformizm, dyscyplina, kolektywność i pragmatyzm są zakorzenione w ich konfucjańskiej mentalności. Wizja społeczeństwa regulowanego systemem kredytu zaufania wpisuje się w te wartości. Przy okazji ranking wiarygodności obywatelskiej ułatwi walkę z podróbkami, prawdziwą plagą trawiącą gospodarkę chińską, oraz ogólnonarodowym deficytem zaufania. Mało kto odważy się na nonkonformizm. Niski ranking mógłby przecież oznaczać wyrzucenie na margines społeczny, ostracyzm i pozbawienie nieposłusznej jednostki podstawowych udogodnień. Zwolnienia z udziału w chińskiej grze w zaufanie nie będzie.
System Zaufania Społecznego może być traktowany jako ukoronowanie Polityki jednych Chin, wysiłków rządu Xi Jinpinga mających na celu stworzenie państwa do bólu zdyscyplinowanego, solidarnego i w sprawach kluczowych jednomyślnego. Partia Komunistyczna od dekad systematycznie zacieśnia kontrolę nad obywatelami. Kilka miesięcy temu usunięto z chińskiej konstytucji zapis o dwu kadencyjności prezydenta, torując tym samym urzędującemu pierwszemu sekretarzowi drogę do władzy absolutnej. Realna była też groźba definitywnego rozprawienia się z VPNami, oficjalnie nielegalną siecią wirtualnych tuneli i serwerwów, które umożliwiają milionom internautów obejście chińskiej cenzury i dostęp do wolnego internetu. W niektórych miastach wiszą na budynkach tzw. ekrany wstydu z wizerunkami dłużników. W wybranych szkołach – za zgodą rodziców – na próbę zainstalowano monitoring z funkcją rozpoznawania podstawowych emocji twarzy, by nauczyciele mogli śledzić w pokoju kontrolnym postępy uczniów w czasie przerw i po lekcjach. Wszystko w imię zwiększenia produktywności i promowania etosu cięzkiej pracy. Technologia kontroli staje się w Chinach tak wszechobecna, że można już mówić o powstaniu świata onlife, gdzie zacierają się granice między życiem realnym i wirtualnym. Pytanie, jak daleko w swojej dystopijnej wizji posuną się politycy i ile jest w stanie znieść cierpliwy naród chiński. Dowiemy się tego najpewniej za dwa lata.
Adam Marzec