Czesław Słania – genialne sztychy portretowe

Możliwość komentowania Czesław Słania – genialne sztychy portretowe została wyłączona Ludzie, Sztuka

Pośród niezmierzonego bogactwa tematów jakie przewijają się wśród najmniejszej grafiki, czyli znaczków pocztowych, rozliczną grupę stanowią portrety, portrety głów koronowanych i książąt, dostojników kościoła i przywódców państw, polityków i przedstawicieli wojska, ludzi kultury i sztuki, naukowców i odkrywców, sportowców…

Należy podkreślić, iż w licznych przypadkach stosowana do druku znaczków pocztowych technika stalorytnicza (wklęsłolinijna), w istotny sposób wpływa na podniesienie ich waloru artystycznego. Przypomnijmy także, iż poprzedza ów druk stalorytniczy bardzo żmudna praca rytownika, a dobrze wykonany pod względem artystycznym i technicznym sztych portretowy niejako nobilituje artystę sztycharza. Wystawia mu jako twórcy (a nie odtwórcy) najwyższą ocenę, tym samym otwiera wrota do panteonu najlepszych.

Portret to najwyższej próby wyzwanie dla każdego artysty tym bardziej dla rytownika – sztycharza. W przypadku portretu sztychowanego (rytowanego) o poziomie dzieła najlepiej świadczy “warsztat” artysty, na który składa się doskonałą umiejętność operowania dostępnymi środkami wyrazu oraz sama technika rytowania. Arsenał środków z racji specyfiki tej profesji jest w znacznej mierze ograniczony, jako że artysta ma do swojej dyspozycjhi jedynie kreskę, punkt i biel podłoża. Technika zaś posługiwania się narzędziem – i ono samo- od setek lat w istocie rzeczy nie zmienia się i zależna jest w głównej mierze od praktyki, a tę zdobywa się przez lata pracy oraz co ważniejsze przez ilość wykonanych w tej technice portretów. W niektórych przypadkach artyści sztycharze stosują również jako metodę wspomagającą ryt – podtrawianie kwasem.

Jak każdy wytwór sztuki tak sztychy portretowe należy rozpatrywać co najmniej w dwóch aspektach, na które składają się: uroda tematu jako warstwa pierwsza i warsztat artysty wraz ze środkami wyrazu jako warstwa druga. Warto zatem przyglądać się wnikliwie tej drugiej warstwie, albowiem nie zawsze piękno obrazu (tematu) dorównuje sztuce wykonania i na odwrót. Zdarza się, że postać sportretowana nie posiada mocy charyzmatycznej, nie jest zbytnio interesująca acz zasłużona na swój sposób, ale to jak artysta rytował ją, jak wiele talentu włożył w dzieło, jak bardzo oddał się tej pracy, często decyduje o urodzie portretu i jego jakości.

SLANIA NEW 34Podobnie jest w przypadku postaci pięknej, której urodę można pogrzebać niedoskonałym rytem. O tyle jest to ważne, że prezentowany sposób oglądu znaczków pocztowych portretowych, winiet czy większych formatowo sztychów pozwoli dostrzec walory nie tylko te powierzchowne, zewnętrzne, ale i te ukryte. Jednako zresztą oceniamy ludzi; nie tylko po ich wyglądzie, ale i duszy jaką posiadają, wszak oba te elementy składają się na pełną urodę – wizerunek człowieka.

Pierwszym znaczkiem pocztowym portretowym wykonanym przez Czesława Słanię, w pełni samodzielnie, był znaczek z portretem Józefa Stalina, który przyniósł mu miast spodziewanego splendoru, niespodziewaną, a jednocześnie bolesną i jak się zdaje ostatnią porażkę. Przypomnijmy – rytował go będąc jeszcze studentem (w październiku 1950 roku). W tym samym czasie ten sam motyw do zrobienia otrzymał Stefan Łukaszewski. Obaj też, mieli wykonać je według własnych SLANIA NEW 32projektów. Słania nie posiadając niezbędnego w tym wypadku doświadczenia ubrał postać Stalina w prosty mundur oficerski, gdy tymczasem Łukaszewski, jako doświadczony artysta grafik i rytownik założył na Stalina mundur Generalski (Generalissimusa) przydając w ten sposób postaci Stalina stosowną rangę i powagę. Rzecz zrozumiała, że w tej sytuacji zwyciężył ten drugi – Łukaszewskiego choć pod względem wykonania portret Stalina w wykonaniu Słani nie był gorszy.

Epizod ten, już na początku długiej drogi do sukcesów na długo utkwił w pamięci późniejszego wielkiego i niedościgłego w swej sztuce mistrza Czesława Słani. Sprawił, że już więcej takiego błędu w swoich pracach nie popełnił.

 

Wielki artysta, geniusz współczesnego rytu, artysta grafik, projektant i sztycharz w jednej osobie – Czesław Słania zanim sięgnął wyżyn tej sztuki, u progu do wielkiej kariery, będąc na obczyźnie (w Szwecji od 1956 roku) szybko zrozumiał, że nigdy nie będzie dobrym rytownikiem, jeśli nie przyjmie pewnego, narzuconego przez siebie wyzwania. Tym wyzwaniem było – na przełomie lat 50. i 60. – podjęcie gigantycznego dzieła realizowanego nie na zlecenie emitenta – poczty czy też dla zabicia czasu, lub własnego zadowolenia, jak chciało by wielu, ale dla zdobycia niezbędnej praktyki w tej trudnej dziedzinie jaką jest sztych portretowy. Dodajmy, iż tylko on daje możliwość zmagania się z rytem o największej skali trudności, poza innymi nielicznymi zresztą wyjątkami, do których należą np. sztychowane sceny bitewne z udziałem koni.pocztylionpocztyli

Przypomnieć należy, że w owym okresie Czesław Słania był bez stałej pracey i perspektyw na znalezienie takowej, która jednocześnie byłaby tą, o której zapewne marzył (świadczenia pracy jako rytownik na rzecz Poczty Szwedzkiej). Aby więc wygrać swoje miejsce obok jednego czy dwóch rytowników Szwecji mającyh już ustaloną renomę (markę), przyszły mistrz rylca Cz. Słania musiał osiągnąć pewien wysoki poziom. Zrozumieć do końca istotę rytu artystycznego, a nie tylko biegle opanować sztukę posługiwania się rylcem – bo tę w znacznym stopniu już posiadał – udowodnić swoją klasę i drzemiące w nim wielkie możliwości. Był to ruch jedyny z możliwych, decydujący o dalszych losach i karierze artysty.

Do momentu swojego wyjazdu z kraju, Słania był jednym z kilku rytowników zatrudnionych w ówczesnej Państwowej Wytwórni Papierów Wartościowych w Warszawie, prezentującym podobny do pozostałej reszty poziom, bo tak w istocie to wyglądało. Wszelako już wcześniej dla wnikliwych i bystrych obserwatorów sztuki rytowniczej jeden dowód tyczący przyszłej wielkiej kariery Czesława Słani, jaka jawiła się przed nim nie uszedł ich uwagi, co więcej, nie pozostawiał najmniejszego cienia grunwald_ttwątpliwości co do jego nieprzeciętnego talentu. Tym świadectwem była winietka w formie znaczka pocztowego wykonana (1953) przez Słanię, jako jedyna na świecie tego typu praca dyplomowa studenta – krakowskiej Akademii Sztuk Plastycznych (Pięknych) ASP – pt. “Bitwa pod Grunwaldem”. Ale o tym dziele innym razem.

 

To jednak w konfrontacji z rytownikami Szwecji nie wystarczało. Chcąc pracować dla Królewskiej Poczty Szwedzkiej trzeba było udowodnić, że jest się co najmniej takim samym jeśli nie lepszym sztycharzem od tych z pod znaku trzech koron, wszak był to jedyny sposób do osiągnięcia celu.

Przyjęty przez Słanię plan pracy zakładał wykonanie wielu – jak największej liczbybokserzy11 sztychowanych portretów. Stąd też znalazło się pod rylcem artysty nie mało postaci z kręgu sztuki (artyści filmowi, piosenkarze…), polityki wreszcie uwielbianych przez artystę gwiazd sportu – pięściarzy. Sztandarowym przykładem zaś podjętego dzieła – jego części – jest seria znaczkopodobnych winiet rytowanych w tamtych latach z portretami bokserów wagi ciężkiej – mistrzów świata, których wykonał 23 sztuki.
Pomijając wiele aspektów wynikających z początkowych efektów tego wyzwania i jego realizacji (chodzi o wszystkie winietki, a nie tylko te z bokserami), jak choćby przyjęte dość przypadkowo kolory, nie zawsze odpowiednia jakość papieru zastosowana do odbitek i jakość samych odbitek (to wszystko można złożyć na karb braku odpowiedniej bazy), szybko okazało się, że nie były to rzeczy aż tak ważne. Najważniejszym okazało się to, że owe portrety (polityków, artystów, bokserów…) stały się dla Słani wielkim poligonem doświadczalnym, wszak pozwoliły mu – przy bez stresowej pracy nad nimi – na spokojne doskonalenie warsztatu; poszukiwanie różnych rozwiązań technicznych, na walkę ze światłem i cieniem, na dokonywanie innych jeszcze prób i doświadczeń jak choćby dobór odpowiednich farb (ich koloru czy gęstości – twardości), a których to nie mógłby sprawdzić realizując zamówienie terminowe.

W serii “pięściarskiej”, widać jak na dłoni drogę poszukiwań artysty, dostrzec można łatwo wśród winiet przykłady; techniki punktowej, techniki klasycznej, techniki z wyraźnie mocniejszym i delikatniejszym traktowaniem kreski. Przykłady szukania różnego sposobu na szrafowanie, stosowania odmiennego światłocienia, różnego podejścia do tła, poszukiwania metody na rozróżnianie karnacji skóry, dążenia do najlepszych rozwiązań tyczących sposobu prezentacji włosów we fryzurach itp. Praktycznie, każdy z portretów mistrzów bokserskich odpowiednio dobranych i zestawionych ze sobą (co najmniej dwóch) może być odrębnym i interesującym materiałem do głębszych studiów.

Wnikliwy badacz dostrzeże jednak pewną dysharmonię jaka pojawia się między omawianymi portretami i nie chodzi tu o widoczne różnice w sposobie rytowania ich. Problem ujawnia się w tych portretach, które wyglądają tak jakby sztychował je bardzo niedoświadczony rytownik, gdzie tzn. lagi biegną przez portret w linii prostej. Portrety te niejako są bez duszy, suche, pozbawione charakterystycznej dla innych finezji. Jest to wynik najpewniej słabej bazy – jakościowo złego zdjęcia, którym posiłkował się artysta, a nie słabości artysty. Co więcej w tym przypadku Słania nie poprawiał oryginału, nie dokonywał pełniejszych studiów portretowych (ołówkowych), a oddał wiernie to co służyło mu za model – takich portretów jest więcej niż kilka. Taką też rolę wyznaczył sobie, dodajmy, iż była to również składowa eksperymentu.

To właśnie “bokserzy” o gołych torsach, uzbrojeni tylko w rękawice stali się tematem wielce niewygodnym, szalenie wymagającym, trudnym… Uchwycenie różnic między postaciami (tu nie chodzi o urodę) to zadanie dla najlepszych. Jednakże Słania wyszedł z tej konfrontacji zwycięsko. Już pierwszy ogląd owych dzieł mówi sam za siebie, że oto mamy do czynienia z talentem niezwykłym, twórcą, któy w takim wydaniu objawia się raz na stulecie, a może i rzadziej. Różne inne portrety nie dały by mu tej szansy i satysfakcji, natomiast stały się doskonałym ich uzupełnieniem.

Warto w tym miejscu wspomnieć o podobnych w swoim wyrazie artystycznym do winiet z pięściarzami – tym razem znaczkach, których emitentem były Wyspy owcze. Owe znaczki (łącznie 10 sztuk, poświęcone ludziom pióra) wydane w 1980 (2 szt.), 1984 (4 szt.) i 1988 roku (4 szt.) przypominają jako żywo eksperymenty Słani z bokserami, bowiem ich jakość pod względem techniki wykonania jest również bardzo różna, a co złożyć można karb materiału wyjściowego jakim były zdjęcia udostępnione artyście do wykonania sztychów. Tak więc historia powtórzyła się w sposób nie zamierzony przez Słanię.

Przy założeniu przez Słanię pewnej koncepcji na sposób sztychowania każdego z konterfektów, “coś” w jego pracy nad portretem nie sprawdziło się – jakiś element rytu – to już w następnym sztychu przy tych samych założeniach to “coś” natychmiast zostało wyeliminowane. Słania tego samego błędu dwa razy nie popełnia, a to świadczy dobitnie o umiejętności analizowania własnej pracy i wyciąganiu właściwych wniosków. To także jest świadectwo wielkości artysty.

W odróżnieniu od innych tematów – pejzażu, architektury, przyrody itp. – gdzie nie ma większego znaczenia np. widok wody, któa może być bardziej lub mniej pofalowana czy w przedstawieniu deski, posiadającej różne usłojenie, tak naprawdę te rzeczy stają się dla odbiorcy sprawą trzeciorzędną. Inaczej rzecz ma się z portretem. Portret poza oczywistym podobieństwem do przedstawianej w nim postaci poddany jest pewnym rygorom polegającym m.in. na oddaniu w nim właściwych cech charakteru sportretowanej osoby, jej ciała, włosów, wreszcie pewnej atmosfery, którą tworzy wokół siebie. Portret wreszcie musi przekonywać, przemawiać swoją osobowością. Każda z tych cech winna być we właściwej proporcji wyartykułowana, albowiem w przeciwnym wypadku rozmijać się będzie z prawdą.

Pracę nad portretem sztychowanym można bez obawy porównać do tworzenia antycznej rzeźby w marmurze. Niewłaściwy ruch dłuta rzeźbiarza zmieniający fizjonomię – oblicze “biustu” czy też pełnej figury, niweczył cały trud artysty. Wszelako przy tej okazji nasuwa się jeszcze inne skojarzenie, jak się wydaje dobrze oddające istotę problemu.

Wysokiej klasy “robota” artysty sztycharza zbieżna jest niejako z efektem pracy artysty cyzelera. Portret niewypełniony – “nie założony” prawidłowo “lagami” i szrafami lub co gorsza pozbawiony ich, to jakby świeżo odlana z brązu, z założenia piękna figura, która nie została jeszcze poddana przekuciu, a tylko ją oczyszczono. W tym przypadku jej wartość jako “dzieła sztuki” równa się niemalże zeru. Odlew zaś, do którego cyzeler dołożył starań i nadał mu stosowną fakturę (tym samym ożywił go i ubogacił), dopiero w tym momencie nabierał cech prawdziwego dzieła sztuki. Tak więc w obu przypadkach, aby dzieło mogło być uznane za wielkie musi być spełniony jeden podstawowy warunek, którym jest włożona weń wielka praca poparta niemniejszym talentem. Drogę do sukcesu “na skróty” w tym przypadku wyklucza się.

Jak w żadnym innym “utworze sztuki” realizowanym przez mistrzów rylca – artystów grafików (sztycharzy), tak w portrecie stychowanym nie ma miejsca na najmniejszą pomyłkę; zbędną kreskę, niewłaściwy cień, drobną zmianę rysunku… Tego typu defekty nieodwołalnie dyskwalifikują go. W odróżnieniu od innych konterfektów np. ołówkowych czy choćby malarskich (sztalugowych) gdzie niemalże każdy powstały błąd można szybko naprawić, tak w przypadku portretu rytowanego droga do jakichkolwiek poprawek jest zamknięta. Raz przyjęte założenia muszą być realizowane. W sytuacji podjęcia przez artystę decyzji o zmianie koncepcji w trakcie rytowania, sztycharz w konsekwencji takiego zdarzenia musi pracę wstrzymać po to by ją rozpocząć od nowa, na nowej płycie.

Prawdą oczywistą jest, że dobry sztych portretowy nie powstanie bez poprzedzającego go dobrego rysunku studyjnego, jego poszczególnych elementów np. oka, nosa, szyi, ręki, czy nawet uszu. Analiza ołówkowa polega na rozrysowaniu całego szeregu lag i szarfowań pokrywających portret, nadających mu właściwy kształt, właściwą jakość bryły, które to próby-ćwiczenia torują drogą do właściwego rytowania. To one wszakże wskazują drogę do właściwej transpozycji projektu na ryt, albowiem w przygotowaniu rysunkowym sztychu – rytu kryją się artystyczne intencje twórcy. Ich rzeczywiste ujawnienie wyraża się w pełni podczas dalszego procesu twórczego jakim jest sam akt rytowania.

O tym też warto wiedzieć, że bodaj tej miary rytownicy co Czesław Słania i podążający zwolna jego śladem Piotr Naszarkowski dysponując jedynie nieścieralną kreską, punktem oraz bielą podłoża jako środkami wyrazu, potrafią je bezbłędnie wykorzystywać. Dzięki również umiejętnemu posługiwaniu się szrafowaniem, uzyskują wiele ciekawych efektó, które decydują w dużej mierze o plastyczności portretu, prawidłowym położeniu i jakości światłocienia. Dodajmy tylko, iż niewielu artystom w pełni udaje się to.

Jak trudno w twardej stalowej płycie przy pomocy praktycznie jednego tylko narzędzia (rylca) “ciąć” to co dla portretu jest najważniejsze – poza podobieństwem, bo to jest oczywiste i o tym wspominaliśmy już – a więc charakter postaci, jej cechy fizyczne w tym np. karnacja skóry, lub oddanie wspomnianego nastroju, przekonują najcelniejsze prace portretowe największego mistrza rylca, “cesarza” wśród współczesnych rytowników Czesława Słani.

Należy również zauważyć, iż każdy sztych – odmiennie od grafiki czy malarstwa – niezależnie od swojej wielkości, zawsze okupiony zostaje niemałym trudem intelektualnym i niemniejszym wysiłkiem fizycznym podobnym do tego jakiego doświadcza w swojej pracy rzeźbiarz czy cyzeler, jakkolwiek skala tych uciążliwości jest bardzo różna. O tym także należy pamiętać.

Godzi się też wspomnieć, że spośród portretów mało formatowych miedzio i stalorytniczych linia podziału przebiega najwyraźniej pomiędzy portretami widniejącymi na znaczkach pocztowych i winietach, a nieco większymi portretami sztychowanymi zbliżonymi do banknotowych. Pojawiają się też – choć z rzadka – sztychy portretowe a formatowe, ale te stanowią margines w twórczości rytowników tej doby, nie wyłączając Czesława Słani. Innymi słowy istnieją nieformalnie jakby dwie klasy portretów; znaczkowe i banknotowe. Obie te klasy różnią się od siebie nie tylko wielkością, ale i sposobem rytowania podporządkowanego stawianym wymogom poligraficznym – odmiennym nieco dla znaczków pocztowych i pieniędzy papierowych.

Te ostatnie zaś wymagają odrębnego, choćby bardzo krótkiego przynajmniej opracowania. W tym miejscu jednakże należy sięgnąć do przynajmniej dwóch poniższych przykładów, bowiem one właśnie unaoczniają z jaką trudną materią sztycharze mają do czynienia.

Z jednej strony widzimy belgijski banknot (10 000 franków) z nieudaczną pod względem rysunkowym parą królewską (Baudouin i Fabiola de Mora y Arago’n), z drugiej zaś ładny portret kobiety pięknej roboty. Oba wykonał Czesław Słania.

Nasz mistrz chcąc być wiernym projektowi (choć ten wykonany został bez polotu) wykonał ryt preentowanej na banknocie pary królewskiej z widocznym złym skutkiem, na który dodajmy nie miał wpływu.

Inaczej ma się sprawa z drugim banknotem i jego portretem kobiety w huście. Odmiennie do poprzedniego, widniejący na litewskim banknocie portret niewiasty jest jednym z piękniejszych, którymi opatrzono współczesne banknoty. Oznacza to, że wielki wpływ na urodę portretu ma w pierwszym rzędzie projekt, a dopiero w drugim jego realizacja przy założeniu, że wykonawcą jest wielki mistrz. Takim też mistrzem portretu jest bez wątpienia Czesław Słania.

Comments are closed.