Podniebni szaleńcy – bohaterowie biało czerwonej szachownicy

Możliwość komentowania Podniebni szaleńcy – bohaterowie biało czerwonej szachownicy została wyłączona Historia, Lotnictwo, Piotr Bieliński

Bohaterowie wojny w obronie Rzeczypospolitej w latach 1919 – 1920.

Rozpad władzy państw zaborczych w momencie finału Wielkiej Wojny został wykorzystany przez kadry polskie do tworzenia struktur powstającego Państwa Polskiego. W tym momencie okazało się, jak słuszne było tworzenie we wszelaki sposób kadr politycznych, społecznych i naukowych. Jak konieczna była koncepcja walki zbrojnej i wykuwania w walce wojska.

Pierwszym poległym polskim pilotem był chorąży Jan Raszewski, którego koleje losu skierowały do Francji, gdzie spełniając swe pragnienia ukończył wojskową szkołę pilotów. W lecie 1918 roku oczekującego na przydział do Armii Polskiej we Francji lotnika przydzielono do francuskiej 96. eskadry w Szampanii. 2 sierpnia 1918 roku w czasie lotu bojowego został zaatakowany przez 14 samolotów niemieckich i zginął w nierównej walce, mając 23 lata. Kilku innych lotników (por. pil. Konstanty Makowski – syn malarza Tadeusza Makowskiego, por. pil. Antoni Adam Rago, sierż. pil. Władysław Mickiewicz, st. sierż. pil. Zintel) zginęło w wypadkach lotniczych i w czasie szkolenia. Rzuca się w oczy młody wiek i zaangażowanie lotników, przeważnie ochotników.

 

W chwili ogłoszenia Niepodległości Polski istniały już jednostki lotnicze realizujące zadania bojowe. Od początku listopada 1918 roku nad Lwowem operowała II eskadra bojowa (od grudnia nazwana 6 eskadrą lotniczą) uruchomiona w pełnych improwizacji okolicznościach trzema samolotami i kilkunastoma ludźmi. Latali w niej porucznicy Bastyr, Stec, Beaurain i Idzikowski, a później -m.-in. Kubala, Pietruski, Hesse. Eskadra ofiarnie wspierała polskie oddziały podczas dramatycznych walk z ukraińskimi wojskami o panowanie nad miastem. Od 16 do 21 listopada tylko lotnicy 6. eskadry utrzymywali łączność odciętego przez Ukraińców Lwowa z podążąjącymi od strony Przemyśla posiłkami ppłk. Tokarzewskiego.

Nie przejawiało dużej aktywności słabe lotnictwo ukraińskie, ograniczając działania do rozpoznawania pozycji polskich oddziałów. Jedynym zagrożeniem dla Polskich samolotów był ostrzał karabinów maszynowych z ziemi. Utracono tak kilkanaście samolotów. 14 maja śmierć w zestrzelonej pod Kulikowem maszynie ponieśli ppor. Zygmunt Kostrzewski i Mieczysław Motylewski. Raniono wielu pilotów -m.-in. por. Ludomiła Rayskiego. Na szczęście załogi maszyn, które lądowały przymusowo po ukraińskiej stronie frontu, przeważnie docierały do własnych linii, w niewoli znalazł się tylko ppor. Jach.

Po przybyciu Armii Polskiej z Francji w kwietniu 1919 roku opór wojsk ukraińskich, atakowanych ponadto od wschodu przez bolszewików w ciągu trzech miesięcy załamał się. Ważnym wkładem w ten sukces była operacja o kryptonimie „Jazda” przeprowadzona 19 kwietnia 1919 roku. Wykonali ją lotnicy II. i III. Grupy Lotniczej (dowódcy – Włoch kpt. pil. Camillo Perini i kpt. pil. Stefan Bastyr). Była to pierwsza polska lotnicza operacja wspierania działań piechoty i artylerii przez wykonywanie szeregu ataków na różne cele.

Dowodzący siłami polskimi gen. Iwaszkiewicz stwierdził później: „Piękne wyniki działalności II. i III grupy lotniczej w obu dniach walki 19 i 20 b.m. dały ponownie dowód, z jakim zapałem i poświęceniem spełniają nasi lotnicy swe zadania i obowiązki. Mimo wszelkich trudności, niedostatecznego wyekwipowania, rozwinięto w tych dniach żywą działalność, że przypominała ona prawie dnie wielkich walk z frontu austrjacko-‑włoskiego i niemiecko-‑francuskiego. Dziękuję wszystkim oficerom i żołnierzom obu grup lotniczych i wypowiadam im pochwalne uznanie w nadziei, że pracując dalej w ten sposób i w tym duchu przyczynią się do rozwoju młodego lotnictwa polskiego i ozdobią jego historję w świetne liście wawrzynu”. Walki z wojskami ukraińskimi zakończyły się w końcu lipca 1919 roku po zajęciu całej Małopolski Wschodniej do rzeki Zbrucz.

 

Od zimy 1919 roku, po zetknięciu się Wojska Polskiego z prącymi na zachód bolszewikami otwierał się nowy wschodni teatr wojenny. Wielkie przestrzenie i odległości powodowały niemożność stosowania zasad walki znanych z frontów Wielkiej Wojny. Stąd też wojna z bolszewikami w 1920 roku to przeważnie działania manewrowe na dużych przestrzeniach.

Armia Czerwona posiadała za mało sprzętu i ludzi na tak obszerny teren działań jakim był front wojny z Polską. Po rewolucji 1917 roku większość lotników z armii carskiej przeszła zaś do formacji wojskowych zwalczających bolszewicki przewrót. Lotnictwo sowieckie działało słabo. Jedynie wiosną 1920 roku, wskutek nasilenia lotów bojowych trzech eskadr z Wielkopolski koło Bobrujska i Mińska bolszewicy przysłali w ten rejon trzy eskadry myśliwskie Szyrinkina i dochodziło tu do licznych lotniczych pojedynków.

Piloci sowieccy stosowali obowiązujący wśród lotników kodeks honorowy, wyniesiony z czasów Wielkiej Wojny. Bolszewiccy lotnicy w zrzucanych przesyłkach pytali się o losy swoich zaginionych towarzyszy broni, licząc na honorową wzajemność. Poległych w zestrzelonym polskim samolocie 14. Eskadry 20‑-letniego sierżanta Władysława Bartkowiaka i podchorążego obserwatora Józefa Klicze sowieci pochowali z honorami wojskowymi i przez zrzucenie meldunku zawiadomili o tym polską 19. Eskadrę.

Zupełnie inaczej było w przypadku trafienia lotników w ręce piechoty lub kawalerii sowieckiej. Często czekała ich straszna śmierć – nawet rozszarpanie przez zdziczałe wojsko. Najgorszy los spotkał 7 z nich. – por. pil. Wiktor Wolski po wzięciu do niewoli był zmuszany do wydania tajemnic wojskowych, nie poddał się i został rozstrzelany w smoleńskim więzieniu 12 czerwca 1919 r. w wieku 23 lat. Kolejny pilot kpt. pil. Władysław Jurgenson (absolwent szkół pilotażu we Francji, przybył do Polski w kwietniu 1919 roku z Armią Hallera. W marcu 1920 r. został dowódcą 12. Eskadry), 10 maja 1920 roku popędził brawurowo swoim Breguetem przeciw kilkunastu bolszewickim maszynom atakującym polskie samoloty, zmuszając do ucieczki. Został jednak zestrzelony i wzięty do niewoli. Był potem brutalnie przesłuchiwany lecz nie wydał żadnych tajemnic, rozstrzelano go w więzieniu w Smoleńsku w wieku 26 lat.

Por. obs. Józef Jędrczak (emigrant polski w USA, członek Sokolstwa Polskiego w Ameryce, i absolwent szkoły oficerskiej w Toronto, powrócił do kraju z Armią Hallera. Był dowódcą kompanii piechoty. Od zimy 1919/20 r. został obserwatorem lotniczym). 2 czerwca 1920 roku razem z kpr. Rosiakiem brawurowo bombardował jazdę Budionnego pod Koziatynem a następnie ostrzeliwał ją z broni maszynowej. Samolot został zestrzelony przez sowietów. Obaj oficerowie spalili maszynę i dokumenty, ponosząc następnie śmierć z rąk bolszewików. Zwłoki obydwóch lotników zmasakrowano, ale po kilku dniach udało się ich godnie pochować.

Ppor. pil. Kazimierz Kunicki (absolwent szkół lotniczych w Warszawie, Krakowie i Poznaniu, od maja 1919 roku w lotnictwie polskim), został zestrzelony 28 czerwca 1920 roku podczas bombardowania mostu kolejowego w Mirpolu, rannego dobili Bolszewicy, miał 22 lata. Wraz z nim zginął o rok młodszy pchor. obs. Michał Franciszek Bochenek (lotnik od lutego 1919 roku). 23 lipca 1920 r. poległ dwudziestolatek por. pil. Zdzisław Jakubowski, razem z nim poniósł smierć st. szer. mech. Andrzej Antoszczak.

Dla uniknięcia okrutnych przejść Polacy stosowali odpowiednie stroje – wkładali stare zniszczone ubrania, bez stopni, albo z dystynkcjami niskich szarż (tak przetrwał niewolę kpt. Merian Cooper z 7. Eskadry Kościuszkowskiej, ubrany w koszule kaprala z innym nazwiskiem, udało mu się dzięki temu wmówić nawet samemu Budionnemu że „widział Coopera” wśród Polaków). Umożliwiało to przetrwanie przy ucieczce albo powrocie do własnych linii. Do eskadr powróciło tak około 30 załóg strąconych lub zepsutych aeroplanów. Inni lotnicy mieli szczęście. Na przełomie lipca i sierpnia 1920 roku pod Lwowem 5. eskadra atakowała Konną Armię Budionnego. Pod Toporowem zestrzelono samolot z por. pil. Kalkusem i ppor. obs. Turbiakiem a przed wzięciem do niewoli uratował ich atak 10. kompanii 4. pułku strzelców podhalańskich.

Bolszewicy zestrzelili 60 polskich samolotów, najwięcej – kawalerzyści z Armii Konnej Budionnego. W walkach powietrznych zginęło 18 pilotów, zaś 3 lotników (pchor. obs. aer. Stanisław Nossek, pchor. obs. aer. inż. Edward Sachs, por. aer. Bronisław Lubański) poległo w bojach na ziemi. W dniach groźnego położenia na froncie w lecie 1920 służyli oni jako oficerowie w oddziałach piechoty broniących przedpoli Warszawy. Wspomnieć trzeba dzielnych Amerykanów z 7. Eskadry Kościuszkowskiej – zginęło ich trzech – dwóch w wypadkach (por. pil. George Graves, kpt. pil. Mc Callum) i jeden – kpt. obs. Arthur Kelly – w walce.

Kilku pilotów ciężko rannych zmarło w czasie powrotnego lotu do bazy w wyniku rany, albo stracili przytomność powodując katastrofy płatowców, które pilotowali. Byli to sierż. pil. Józef Dąbrowski i ppor. obs. Stanisław Rudnicki. Siłą woli w obliczu śmierci wykazał się por. obs. Antoni Święcicki. 25 czerwca 1920 roku pomimo fatalnej aury i niskiego pułapu chmur wyruszył na swój kolejny ryzykowny lot wywiadowczy. Najpierw zaobserwował pojawienie się nowych sił bolszewickich koło jeziora Szo i rzeki Berezyny. Pomimo rany w nogę z broni maszynowej, zdecydował się wykonać jeszcze rozpoznanie linii kolejowej Ziabki – Połock. Zużył wszystką amunicję ostrzeliwując napotkane oddziały sowieckie. Samolot wrócił do bazy w Duniłowiczach ale por. Święcicki zmarł po drodze z upływu krwi. Okazało się że zdołał zanotować swoje spostrzeżenia. Skrwawione karty jego meldunku są dowodem niezwykłego bohaterstwa.

W największej liczbie polscy lotnicy ponieśli śmierć przez kraksy niedoskonałych, podatnych na usterki i słabych konstrukcyjnie samolotów. W sumie zginęło tak 68 lotników (2 ludzi w roku 1918, 28 w 1919 roku i 38 w roku 1920). Katastrofy zdarzały się w różnych okolicznościach – podczas przelotów, lotów bojowych czy w czasie szkolenia.

Porucznik obserwator Stefan Jeznach został pilotem w czerwcu 1919 roku w wieku 18 lat. Po służbie w 1. Baonie Uzupełnień w stolicy skończył kurs obserwatorów lotniczych w Warszawie a od marca latał bojowo w 17. eskadrze. Bardzo rzetelnie i spokojnie pełnił swoje obowiązki. 6 sierpnia 1920 r. wyruszył na bombardowanie bolszewików prących na Warszawę. Chwilę po starcie obciążony samolot Bristol z dużym ładunkiem bomb zwalił się na ziemię i zapalił. Por. Jeznach odmówił przyjęcia pomocy, wzywając chcących mu pomóc kolegów żeby nie zbliżali się do płonącej maszyny grożącej eksplozją bomb. Po chwili ładunki eksplodowały zabijając dzielnego lotnika. Pochowany został na Powązkach Wojskowych.

19 czerwca 1919 roku tak samo – kiedy samolot z ładunkiem bomb uległ katastrofie – zginęli por. pil. Romuald Wermiński i ppor. obs. Włodzimierz Rice, obywatel USA, żołnierz Legionów Piłsudskiego, lotnik od 1918 roku. Obaj mieli 29 lat. Śmierć w wypadku zabrała z szeregów skrzydlatych szaleńców wielu dzielnych i doskonałych lotników, jak na przykład sierż. pil. Karol Biel który wcześniej „…nie zważał na to, że płatowiec jest podziurawiony, jak sito, kulami. Z zimną krwią i zdecydowaniem obniża wysokość lotu do kilkunastu metrów i umożliwia obserwatorowi obrzucenie bombami i zwalczenie ogniem karabinu maszynowego bolszewików. Po kilku nalotach nieprzyjaciel zostaje rozproszony i ucieka w popłochu”.

O poległym w wypadku lotniku, ppor. pil. Stanisławie Rozmiarku wspomnienie głosi: „On to właśnie był jednym z tych lotników, którzy dosłownie kólkami swych samolotów harcowali tuż nad łbami koni kawalerji nieprzyjacielskiej, wzniecając wśród niej nieopisany popłoch. Patrząc na jego czyny i widząc samolot, podziurawiony jak sito kulami po każdym locie, można było przypuszczać, ze nie imają się go kule”.

Podczas walk z Sowietami z początku nie było dla samolotów zagrożenia z ziemi albowiem broń stosowana przeciw samolotom była bardzo mało skuteczna. Z tego powodu loty na wysokości powyżej 1000 metrów były w ogóle bezkarne. Inaczej było z lotami na niższych pułapach. Z uwagi na stosowaną przez pilotów polskich taktykę nękania wojsk sowieckich – zwłaszcza kawalerii – atakami z niskiej wysokości, nieprzyjaciel z czasem próbował coraz lepiej jej przeciwdziałać, wprowadzając pułapki na polskich lotników.

Kawalerzyści bolszewiccy grupami jazdy wzbijali chmury kurzu widoczne z daleka, sugerujące poruszające się masy jazdy, czyli cel do zaatakowania. Na nadlatujące samoloty polskie czekały grupy kilku karabinów maszynowych ostrzeliwujące nisko lecące maszyny. Taktyka ta przynosiła dobre rezultaty. Przykładowo 26 lipca 1920 roku kawaleria Budionnego zestrzeliła dwa aeroplany z 7. Eskadry. Do niewoli dostali się kpt. Cooper i kpt. Ciecierski, natomiast ppor. pil. Skarżyński i Amerykanin kpt. obs. Kelly zginęli w samolocie. Po kilkunastu dniach lotów samolot mjr. Kossakowskiego miał w kadłubie 147 dziur po pociskach.

Najwięcej walk prowadzono podczas kryzysów na froncie. Podczas odwrotu na Mazowszu bohaterskich lotów dokonał na samolocie Sopwith „Dolphin” pchor. pil. Eugeniusz Guttmejer. 4 i 5 sierpnia 1920 roku atakował on bolszewickie tabory i artylerię, 13 sierpnia zniszczył samochód osobowy na moście na rzece Liwiec. Dnia 14 sierpnia podczas ataku na bolszewików maszyna Guttmejera oberwała w silnik i pilot awaryjnie lądował (po kilku dniach kontynuował walkę na samolocie SPAD VII). Druga maszyna biorąca udział w tym locie wyszła z walki bez szwanku.

15 sierpnia pod Radzyminem piloci „Dolphinów” 19. Eskadry: por. Antoni Mroczkowski, ppor. Edward Waleriańczyk, ppor. Zbigniew Bieniawski oraz na samolocie SPAD VII pchor. Guttmejer, zaatakowali nieprzyjacielskie pozycje. W samolocie Mroczkowskiego rozregulował się synchronizator i pilot osiem razy przestrzelił śmigło, w pozostałych maszynach zacinały się karabiny. 17 sierpnia 19. Eskadra walczyła pod Mińskiem Mazowieckim. Tym razem E. Waleriańczyk przestrzelił swoje śmigło, które do tego stopnia było uszkodzone, że po wylądowaniu jedna łopata zupełnie odpadła. 20 sierpnia pilot ten skutecznie zaatakował wrogą piechotę i tabory, a jego samolot został kilkakrotnie trafiony.

Podobnie sytaucja wyglądała pod Lwowem w sierpniu 1920 roku, kiedy Konarmia Budionnego chciała zdobyć miasto. Zachowały się relacje sowieckie z tamtego czasu. W swoim „Dzienniku 1920” napisał: „Polacy bronią się w głównej mierze akcjami lotnictwa, aeroplany stają się groźne… daleki i jakby zwolniony terkot karabinów maszynowych, panika w taborach, lecą wciąż lotem koszącym, chowamy się przed nimi”. Działania powietrzne stały się niezastąpioną częścią działań Wojska Polskiego. Nasze lotnictwo z uwagi na małą liczbę sprzętu i warunki prowadzenia walki wykonywało zadania, które były konieczne w konkretnej sytuacji na odcinku frontu. Były to w większości działania szturmowo-‑rozpoznawcze. Często jednak eskadry myśliwskie bombardowały i rozpoznawały a rozpoznawcze walczyły z wrogimi samolotami.

Ogromne znaczenie dla kolei walk z sowieckimi hordami miało realizowanie łączności między różnymi szczeblami dowodzenia. Przerzucanie rozkazów było szybkie i pewne, chociaż niebezpieczne. Świadczą o tym zachowane dokumenty, oto dwa z nich datowane 10 czerwca 1920 roku: „Naczelne Dowództwo do Dowództwa Frontu Ukraińskiego.: … Szef Sztabu poleca utrzymanie w pogotowiu lotnika, który bezwłocznie powiezie ostateczną decyzję do Kijowa”. „Naczelny Wódz życzy sobie, by rozkaz ten był wysłany możliwie przez 2‑-ch lotników… przy zachowaniu całkowitej ostrożności… by rozkaz ten nie dostał się w ręce nieprzyjaciela, opakować należy tak, aby spalenie go było na wszelki wypadek zabezpieczone…”.

Ważnym zadaniem lotnictwa było rozpoznawanie ruchów wojsk przeciwnika, ich zamiarów i położenia własnych oddziałów. Niech przemówią dokumenty: „Naczelne Dowództwo do Frontu gen. Rydza-‑Śmigłego 6 lipca 1920 r.: … lotnik, który leciał nad Łuckiem meldował … nam teraz chodzi o to, czy Budienny maszeruje na Kowel, czy na 2 armję… mamy jednego lotnika, który na przykład dziś po południu z powodu remontu nie mógł lecieć, jesteśmy zupełnie ślepi…”.

Dowództwo Frontu Ukraińskiego, widząc w samolotach ważny sposób nękania bolszewików, domagało się wzmocnienia swych sił lotniczych. Gen. Rydz-‑Śmigły apelował: „na gwałt przysyłajcie aeroplany. Nie żałować pieniędzy na zakup na wielką skalę”. Wyłania się z tych strzępów archiwów obraz olbrzymiego znaczenia wkładu naszych pilotów w pokonanie czerwonego najazdu.

Bardzo mało plastyczne, nie oddające rzeczywistego obrazu poświęcenia się polskich lotników dla swojej Ojczyzny, jest zestawienie liczb. W ciągu 2 lat obrony Rzeczypospolitej, od listopada 1918 r. do października 1920 r. polscy piloci wykonali około 5000 lotów bojowych, określanych na 9465 godzin. W walkach powietrznych nasi piloci zestrzelili 3 samoloty ukraińskie i 4 bolszewickie i 3 balony obserwacyjne, tracąc 3 maszyny. Sowiecka obrona przeciwlotnicza zestrzeliła 34 maszyny. W walkach na froncie poległo 28 pilotów, w tym 3 amerykańskich, zaś w wypadkach lotniczych zginęło 68 lotników. W latach 1918‑1920 poległo 116 osób personelu latającego, w tym większość na skutek wypadków lotniczych. Według danych sowieckich Polacy wykonali 5172 loty z nalotem 9761 godzin, zestrzelili 4 samoloty. Stracili 3 samoloty zestrzelone w walkach i 34 przez artylerię plot., 3 samoloty ciężko uszkodzone w walkach powietrznych i 12 przez ostrzał broni przeciwlotniczej. Lotnictwo Armii Czerwonej stoczyło 35 walk powietrznych.

 

Ogrom pracy trudów i poświęceń podniebnych szaleńców, którzy uratowali niejeden oddział od przegranej w walce z przeważającymi wojskami bolszewickimi nie zważając na zmęczenie, rany czy groźbę śmierci jest dziś prawie zapomniany. Niech ten krótki szkic o ich dziele i jego efekcie – obronionym Polskim Państwie powstałym z niewoli trzech cesarzy – przywróci chociaż cząstkę Pamięci i Szacunku dla setek młodych polskich chłopców spod znaku biało-‑czerwonej szachownicy.

 

Piotr Bieliński

Comments are closed.